Nie dość, że dramatycznie spadła liczba kupujących i aby sprzedać, trzeba liczyć się z ryzykiem straty finansowej oraz przymusowym wykupem przez ANR, to jeszcze w ciągu kwartału cena ziemi spadła o 2,5 proc!
Anna Dysińska
Mały domek z działką, blisko stolica, ale trafiają się daniele za płotem. Raj na ziemi. Nie dla sprzedającej, bowiem pisowska ustawa o ziemi zamieniła raj w piekło. Nasza Czytelniczka z powiatu mińskiego chciała sprzedać nieruchomość po dziadkach. – Próbowałam to zrobić od początku roku – mówi pragnąca zachować anonimowość kobieta. – Nawet znalazł się kupiec na działkę. Chętny, zauroczony miejscem, z gotówką. Na jego i moje nieszczęście weszła barbarzyńska ustawa o obrocie ziemią rolną. Kupujący miał jedną „wadę” – nie był rolnikiem.
Zaczyna opowiadać jak to „testowała” na sobie nową ustawę. Urzędnicy gminni nic nie wiedzieli, bo ustawa wszak weszła w życie niecałe dwa tygodnie wcześniej. Kazali do notariusza. Dopiero siódmy notariusz skierował do Agencji Nieruchomości Rolnych. Tam okazało się, że aby zebrać wszystkie dokumenty, trzeba nachodzić się i wypełnić mnóstwo papierów. I podać szereg danych. Po co? Nie wiadomo. Do wniosku z ANR należy wskazać konkretnego nabywcę i jego deklarację, jaką działalność rolniczą zamierza prowadzić w gospodarstwie. Kazali czekać na odpowiedź. W przypadku odmowy ANR po wycenie przez rzeczoznawcę, proponuje wykup. Jaka cena? Nie wiadomo. Jak w totolotku! Mogę stracić dużo, nawet bardzo.
Więcej na stronie : <Klik>
źródło : <KOD Mazowsze>