Przyszłość rysuje się czarno. Rząd za zgodą prezydenta będzie łatał dziury, podwyższając akcyzy i mrożąc progi podatkowe. Gminom pozostaje podnoszenie opłaty targowej. Bo zamachu na świętości w postaci opłat za abonamenty postojowe sobie nie wyobrażam.
PiS nie lubiło i nadal nie lubi samorządów. Nie lubi, choć często wykorzystywało je do celów politycznych, by prezentowały dobitnie określony spraw ogląd – by broniły rodzin (głównie Radia Maryja), czystości w związkach i bez związków z czystością, by dawały odpór i stawiały tamy. PiS traktowało organy samorządowe jak zwykłe, mało zaawansowane narzędzie polityczne. Oczywiście, wtedy gdy miało na te organy wpływ, grało nimi swoje nacjonalistyczne i archaiczne melodie. Czasem nawet płaciło czekami z papieru i tektury. Samorząd i samorządność nie były sprawami, podmiotami, których PiS potrzebowało i które rozumiało. Okazało się to jasno przy wprowadzaniu Polskiego Ładu, gdy zabrano samorządom więcej niż za któregokolwiek z wcześniejszych rządów.
Czy jednak PSL i jego siostrzana europejska partia, czyli PO – od dziś KO – postrzegają samorządy inaczej? Wiem, wszyscy powinni pamiętać, że wielka reforma samorządowa była wielkim sukcesem. To oczywista kwestia wiary. Ale prawda jest nieco inna. Reformę zrobiono źle, choć faktycznie można było ją zrobić jeszcze gorzej. Wszystkiego mamy za dużo: za dużo gmin, za dużo powiatów i oczywiście za dużo województw. A trzeba pamiętać, że mamy jeszcze związki międzygminne, metropolię (śląską), Trójmiasto i oczywiście Warszawę, miasto miast i burmistrzów.
Czy ktoś kiedyś wykonał analizę funkcjonalną systemu? Czy przyjrzał się z dystansu, zobaczył, jak samorządy funkcjonują? No, ja takiej analizy nie widziałem. Co jakiś czas mamy za to incydentalne zmiany, które w większości pogarszają funkcjonowanie systemu. Owszem, zdarzają się próby naprawy, ale zwykle nie są skutecznie.
Pierwsza i bardzo udana próba zepsucia systemu została wykonana przez SLD rządzące razem z PSL. Bezpośredni wybór wójtów, burmistrzów i prezydentów wraz ze znacznym zwiększeniem kompetencji urzędów wyraźnie obniżył standardy demokracji lokalnych. Jak wynika z ponad dwudziestoletnich doświadczeń, zmiana na stanowisku szefa gminy (miasta) następuje na skutek śmierci, aresztowania przez CBA lub wyjątkowej niekompetencji. A przynajmniej tak było do czasu wprowadzenia przez PiS ograniczenia liczby kadencji, osłodzonego ich wydłużeniem.
O ile wydłużenie kadencji samorządów jest w zasadzie bezsensowne, a raczej antydemokratyczne, o tyle ograniczenie liczby kadencji organów jednoosobowych mogłoby być ciekawym doświadczeniem. Mogłoby, gdyby nie radykalna akcja PSL, które reanimuje samo siebie, choć w zasadzie wie, że już jest martwe. Rozpaczliwa obrona etatów wójtów i burmistrzów – bo prezydentów to PSL nie ma ani jednego – to desperacka próba uniknięcia nieuchronnego końca tej partii, która reprezentuje już tylko partykularne interesy własnego aktywu. W swoją grę PSL wciąga całą koalicję, choć zapewne wszyscy są przeświadczeni, że ta obrona gminnych twierdz PSL skończy się prawym prostym Nawrockiego.
Czy to pomoże samorządom? Raczej nie. Problemy są gdzie indziej. Jeden z nich to wyżej wspomniany bezpośredni wybór wójtów burmistrzów i prezydentów. Drugi to chroniczne niedofinansowanie samorządów, szczególnie w małych gminach wiejskich (i miejskich też). Do tej pory obraz ich funkcjonowania był rozświetlany przez inwestycje czy to ze środków unijnych, czy to rządowych, często gęsto przeskalowanych, tak jak krakowska Trasa Łagiewnicka czy Trasa Mistrzejowicka, zwana dla niepoznaki „tramwajem do Mistrzejowic”. Poprzedni prezydent Krakowa wyciągnął wnioski z tych zamierzeń, rezygnując z kolejnych miejskich autostrad: Trasy Pychowickiej i Zwierzynieckiej. Niestety, obecny szef ożywia sny o potędze i o budowie kolejnych tras. Uruchomił też projekt ulicy 8 Pułku, której jedyną funkcją w realizowanym kształcie będzie umożliwienie deweloperom zabudowy kolejnych działek pod stanowiące lokaty kapitału apartamentowce. Do tego niemal amerykański sen o metrze albo dwóch. Brakuje tylko złotej sali balowej. Szarą rzeczywistością jest zwijanie się usług publicznych i pogarszanie ich jakości.
Opinię publiczną fascynują długi największych miast. Tu na czele jest Kraków, który ma za sobą dekadę najpotężniejszych inwestycji od czasów budowy Nowej Huty. Rok 2025 Kraków zaczął z długiem rzędu 6,8 miliarda złotych, wyprzedzając w tym specyficznym rankingu Warszawę (5,8 mld) i Łódź (5,25). Dalej są Wrocław, Szczecin, Lublin i Poznań. Ranking wygląda jeszcze mniej optymistycznie, gdy weźmie się pod uwagę stosunek zadłużenia do rocznych przychodów. W tej tabeli przoduje Toruń ze wskaźnikiem 104%, wyprzedzając Łódź (90%) oraz Kraków (81%). Na koniec roku wskaźnik krakowskiego długu się podniesie, choć Łodzi chyba nie da się przeskoczyć. Sytuacja przedstawia się zupełnie inaczej, jeśli podzieli się zadłużenie przez liczbę mieszkańców. Tu w czołówce są mniejsze gminy: Uniejów z 9650 PLN na jednego mieszkańca, Ścinawa i Brześć Kujawski po 9118 PLN, Świnoujście z 8937 PLN. Nieco dalej jest Kraków z kwotą 8450 PLN na jednego mieszkańca, Łódź – 8120, Lublin – 7140, Kielce – 7030 i Wrocław – 6490. Dużo lepiej wypada Warszawa z kwotą zaledwie 3100 PLN.
Innym ważnym procesem wpędzającym gminy w coraz gorszą sytuację jest postępująca centralizacja przychodów publicznych przy jednoczesnym spychaniu wydatków na samorządy bez możliwości kompensacji. Kolejne rządy dbają lepiej lub gorzej o stan budżetu centralnego, ale lokalne budżety najwidoczniej nikogo na szczytach władzy nie interesują. Ubiegłoroczna korekta ustawy o dochodach jednostek samorządu terytorialnego spowodowała, że od stycznia 2025 dochody są liczone jako procent od dochodów podatników z terenu danej JST, co oznacza odejście od dotychczasowej zasady opartej na podatku należnym. Samorządy zyskały nie tylko większą część z PIT i CIT, ale także partycypują obecnie w podatku pobieranym w formie ryczałtu od przychodów ewidencjonowanych. To poprawiło, przynajmniej czasowo, sytuację większych samorządów (głównie miast).
Przyszłość jednak rysuje się czarno. Rząd za zgodą prezydenta będzie łatał dziury, podwyższając akcyzy i mrożąc progi podatkowe. Gminom pozostaje podnoszenie opłaty targowej. Bo zamachu na świętości w postaci opłat za abonamenty postojowe sobie nie wyobrażam.
Również na aristoskr.wordpress.com
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.