Polacy lubią świętować, a najbardziej lubią świętować w galeriach, zwłaszcza w niedziele. Ściślej mówiąc, lubili, dopóki mogli. To zrozumiałe, gdy się pamięta, że przeciętny Polak przepracowuje najwięcej godzin w tygodniu oraz dni w roku w całej Europie. W sobotę odpoczywa przed niedzielą, w niedzielę odpoczywa w galeriach i centrach. A raczej odpoczywał, aż przyszło PiS i zakazało.
Na spleen, frustrację i oddech nierówny – niedziela na Głównym. Wojciech Młynarski pisał te słowa proroczo, na długo zanim ukończono warszawski Dworzec Centralny. Niedziela na Centralnym to faktycznie było święto, zwłaszcza gdy opuszczało się Warszawę, a cóż dopiero, gdy do stolicy przyjeżdżał ubogi obywatel z prowincji, przy czym (prawie) każdy obywatel z prowincji był ubogi.
Sens Dimanche à Orly dotarł do mnie, gdy sam jako ubogi obywatel biednego kraju ze wschodu wylądowałem na Orly. Do dziś pamiętam te jumbo jety we wszystkich barwach krajów arabskich oraz lśniącego bielą Concorda w barwach Air France. Był rok 1981. Wtedy też po raz pierwszy zobaczyłem centrum handlowe, tuż za miastem (niemal każdym). Przekonałem się także, że bretońskie wsie nie aż tak bardzo różnią się od polskich, tylko konie tam były bardziej mechaniczne. Francja nie kończyła się na Paryżu, a może nawet dopiero za Paryżem się zaczynała.
Po roku 1989 centra handlowe zaczęły powstawać także u nas, choć często lądowały w centrach miast. Warszawa zyskała Centrum na Dworcu Gdańskim oraz pozłacane Tarasy. Kraków dorobił się Galerii Krakowskiej w samym centrum, a nawet Galerii Kazimierz – i chyba na całe szczęście, bo DT Krakus pozostał już tylko cukiernio-restauracją (za to czynną w niedzielę), a w Sukiennicach szerzyła się postcepelia. I bursztyny prosto z Wieliczki, pardon – z morza. Można też było świętować nie tylko na Głównym, ale i na Centralnym, i we wszystkich Centrach i Galeriach.
Aż przyszło złe PiS i zakazało. To znaczy, wcześniej zniesiono przepis, że za pracę w dni wolne od pracy, a w szczególności w niedziele i święta, należy się dodatek do pensji. Może nie dotknęło to aktorów, którzy mieli poniedziałki wolne od pracy w teatrze i mogli wtedy chałturzyć w telewizji, filmie, reklamie… i reklamie.
Polacy lubią świętować, a najbardziej lubią świętować w galeriach, zwłaszcza w niedziele. Ściślej mówiąc, lubili, dopóki mogli. To zrozumiałe, gdy się pamięta, że przeciętny Polak przepracowuje najwięcej godzin w tygodniu oraz dni w roku w całej Europie. W sobotę odpoczywa przed niedzielą, w niedzielę odpoczywa w galeriach i centrach. A raczej odpoczywał, aż przyszło PiS i zakazało. To znaczy, zakazało odpoczynku (w niedziele) w galeriach i centrach i nakazało, tj. sugerowało, odpoczynek z rodziną lub w kościele, a najlepiej w kościele z rodziną. Przy okazji miały się rozwinąć jak ten rozmaryn sklepy lokalne – osiedlowe, wiejskie – tam gdzie za ladą mógł stanąć sam właściciel, oczywiście po mszy.
Efekty ograniczenia możliwości zakupów w niedzielę okazały się nie do końca zgodne z zamierzeniami. Wielkie sieci handlowe uruchomiły sobotnie promocje i klienci przestawili się z niedziel na soboty. Inne sieci zaczęły oferować usługi pocztowe i wykorzystywać furtkę w ustawie. Furtkę, której nie chciała wykorzystać Poczta Polska. Widział ktoś pocztę otwartą w niedzielę?
Małe sklepy natomiast jak padały, tak padają… Na ogólną liczbę 1800 placówek handlowych zamkniętych w ubiegłym roku, 1670 to małe sklepy. Zostaną nam tylko Żabki i Orleny (w Ruchu i bezruchu).
Jakoś nikt nie zauważa, że sklepy zatrudniają niewielką część osób świadczących pracę w niedziele i święta. Pracownikami cukierni, restauracji, pubów i hoteli nikt się nie przejmuje. Owszem, niektórzy z nich, tak jak aktorzy, w poniedziałki mają wolne. Ale czy oni nie potrzebują świątecznego życia rodzinnego i wizyty w kościele lub gdziekolwiek indziej? Ci, którzy mogą odpoczywać w święta, czasem muszą polegać na pracy innych. Postulaty rekompensaty finansowej, dodatków za pracę w niedziele i święta trafiają jednak w próżnię. Nie chcą ich wysłuchać ani rządzący, ani pracodawcy. Pracę w niedziele traktuje się jak służbę – ale nie Służbę przez duże „S”. Jest to służba przez bardzo małe „s”, jak praca służących, pokojówek, lokajów.
Może by jednak dopuścić pracę, usługi i handel w niedziele, a zarazem nie traktować pracujących jak służby, tylko jak pracowników, którym należy się słuszne i adekwatne wynagrodzenie? W końcu służą wszystkim pomocą. Dzięki nim możemy mieć światowe życie.
również na aristoskr.wordpress.com
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie