W moim dzisiejszym felietonie słów kilka o festiwalu w Cannes, a dokładniej, o naszej potrzebie świętowania. Na targowisku próżności łatwo się zapomina o rzeczach istotnych – a może targowisko próżności powstaje właśnie po to, byśmy mogli o nich zapomnieć? Tylko co będzie z nami i światem, gdy wyćwiczymy się w takiej ślepocie?
Dzieje się. Czerwony dywan i gwiazdy. Świat wielkiego kina, wielki świat. Gwiazdy, gwiazdeczki świecą jasno biżuterią, kreacjami, tu i ówdzie świecą również ciałem. Bycie sexy zobowiązuje. Cannes to nie festiwal, to legenda. Dla niejednej osoby związanej z kinem pojawienie się tutaj oznacza więcej niż chwila na czerwonym dywanie. Miłośnicy kina też ciągną tłumnie. Cannes to nie festiwal, to święto.
I byłoby miło, i byłoby ładnie, gdyby nie pewna pani aktywistka – półnaga, z czerwoną farbą na ciele i flagą Ukrainy na biuście. Wpadła w ten tłum kolorowy, piękny, bogaty i sławny i zaczęła krzyczeć: „Przestańcie nas gwałcić!”. Konsternacja. Przerażenie. Ochroniarze zareagowali natychmiast: ubrali, ukryli, wyprowadzili. Koniec protestu. Szybka akcja.
Jaki z tego morał? Otóż celebrytki mogą biegać po czerwonym dywanie, pokazując swoje piękne ciała pod koronkami, rozcięciami, dekoltami. To uchodzi, to jest podziwiane. Modelka w kreacji, która nie pozostawia miejsca na domysły, zachwyca. Aktywistka z farbą na ciele i z nagimi piersiami oburza. Otóż gwiazdy i gwiazdeczki są grzeczne, pokazują ciało w konwencji zaakceptowanej, nie opowiadają o gwałcie, nie wrzeszczą, że na Ukrainie mordowani i gwałceni są ludzie. Piękne kobiety o pięknych ciałach w idealnej roli – niech milczą i prezentują ciało, ale nienachalnie. Nagie piersi i krew w kroczu to już przesada. Krzycząca aktywistka nie pasuje do świata, w którym wartością jest wzbudzenie zainteresowania sobą samym/ą. Przypominanie o wojnie i gwałtach traktowane jest w kategoriach nietaktu, gdy świat chce się bawić i nacieszyć oczy.
Jakie stąd wnioski? Świat umiera na naszych oczach, kryzys klimatyczny pochłania nas po kawałeczku, a my wolimy eleganckie milczenie o tym, co boli: o naszej odpowiedzialności za globalne ocieplenie, o naszej obojętności wobec stanu świata. Wojna w Ukrainie, tak jak wojny wszędzie indziej, staje się nużąca. Głód w Jemenie, tak jak śmierć wszędzie indziej, staje się nudny. Tu nie ma newsów, nie ma świeżości, tylko codzienny koszmar umierania. Spektakl na początku emocjonujący nasycił już naszą wyobraźnię, potrzebujemy nowych bodźców. Im dalej od granicy z Ukrainą, tym większe rozmycie problemu. Zasada: czego nie widzę, to mnie nie boli, obowiązuje również Polki i Polaków. To dlatego o śmierci uchodźców na granicy z Białorusią dzisiaj już reportaży się nie robi, a coraz mniej osób wspomaga tamtejszych aktywistów i aktywistki. Krzywda jest medialna tylko przez pewien czas. Nasza świadomość moralna ma krótki zakres.
W Cannes trwa festiwal. Zachwyt i szczęście. Pandemia ucichła, piękni ludzie w pięknym miejscu koją nasze zmysły i poczucie równowagi. Potrzeba odtwarzalności rytuałów, potrzeba świętowania muszą zostać zaspokojone. Chleb i igrzyska we współczesnej wersji oznaczają sportowe wyczyny i pokazy piękności na czerwonym dywanie. Do tego można dorzucić plotki, ploteczki, kolorowe zdjęcia, trochę pikanterii ze zbyt odsłoniętą piersią modelki czy aktorki – i już pełny pakiet szczęścia.
Wojną w Ukrainie po prostu trudno się żyje, staje się zbyt odległa, zbyt abstrakcyjna. O gwałtach mówi się niechętnie. Realność mordu łatwiej zastąpić kinową wersją z happy endem.
Na szczęście na świecie są aktywistki i aktywiści. Na szczęście dla nas, dla naszego przejedzonego sumienia, dla ślepoty moralnej są ludzie, którzy nie boją się zaryzykować i przypomnieć nam, że jesteśmy oportunistami i odwracamy oczy od tego, co najważniejsze.
A trauma będzie narastać. Ludzie zgwałceni w tej wojnie będą musieli uporać się ze swoim bólem, będą potrzebowali wsparcia. Już teraz wiele kobiet zgłasza dokonane na nich gwałty, mówi o swoim cierpieniu. To te najdzielniejsze. Trzeba jednak pamiętać, że gwałt to szczególna zbrodnia, bardzo często zabijająca człowieka na długie lata, bardzo często wypierana lub skrywana. Wsparcie dla Ukrainy będzie oznaczało nie tylko pomoc w odbudowie kraju, ale również pomoc prawną, medyczną i psychologiczną, tworzenie struktur, w których zarówno leczenie ginekologiczne, jak i psychoterapia powinny być priorytetowe. O wojnie w Ukrainie nie wolno nam zapomnieć, ale też powinniśmy na nią spojrzeć oczami tych, którzy ponoszą jej najcięższe koszty: oczami dzieci, osób w wieku senioralnym, dla których świat się załamał, kobiet, mężczyzn, dzieci zgwałconych, i to publicznie ze szczególnym okrucieństwem. Długofalowe skutki tych krzywd będą ogromne. Dlatego pomoc finansowa i medyczna może się okazać równie ważna, o ile nie ważniejsza, niż obecne wsparcie militarne czy planowane wsparcie przy odbudowie miast i wsi zrównanych z ziemią. Do tego jednak potrzebna jest nasza wrażliwość oraz nasze zaangażowanie.
Patrzę na aktywistkę w Cannes z podziwem. Na naszym wielkim targowisku próżności miała odwagę przypomnieć o rzeczach najtrudniejszych. Równocześnie pokazała coś bardzo smutnego: naszą akceptację zła. Nerwowe zachowanie ochroniarzy, którzy natychmiast spacyfikowali kobietę krzyczącą o gwałtach, wskazuje na ślepotę. Ważniejsze okazały się ładne obrazki niż bolesna prawda. A przecież wszędzie jest miejsce, zawsze jest czas, by mówić o tym, co fundamentalne. Bez pomocy, bez wsparcia, bez solidarności krzywda staje się jeszcze większa. Gwałt to śmierć na raty, cierpienie na całe życie, i o tym nie wolno nam milczeć.
Felieton jest wyrazem opinii autorki. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie