Witajcie w ciężkich czasach. Felieton Adama Jaśkowa (212)

Witajcie w ciężkich czasach. Felieton Adama Jaśkowa (212)

1 czerwca będziemy mieli do czynienia z efektem tych procesów, których źródła należy zlokalizować 10 czy 15 lat temu, a może i wcześniej, w trakcie samej transformacji. W końcu Mentzen najbardziej popularny jest w grupie 29–39 lat, czyli dzieci III RP, dla których PRL był tylko czarną legendą, a Balcerowicz wiarą, nadzieją i… sukcesem.

Uwielbiam E.L. (Edgara Laurence’a) Doctorowa nie tylko za powieść, której tytuł sobie właśnie pożyczyłem, ale za całą jego twórczość, ilustrującą szarą historię Stanów Zjednoczonych w ciekawych dla nich okresach. Doctorow zmarł w roku 2015, zanim czasy stały się – nie tylko dla USA – jeszcze „ciekawsze” i cięższe. Brakuje jego następców, którzy dziś napisaliby coś podobnego. No, może jakimś kandydatem na następcę byłby Charlie LeDuff, choć to „tylko” sprawny reportażysta, kronikarz epoki, a nie geniusz literatury. Chętnie poczytałbym podobne reportaże o dzisiejszej Polsce. Może nie byłyby tak tragiczne jak te LeDuffa, ale wszystko jeszcze przed nami. Podążamy przecież amerykańska ścieżką szybciej niż Amerykanie.

Jak mnie kiedyś uczono, każdy tekst powinien mieć wstęp, rozwinięcie i zakończenie. Wstęp mamy za sobą, teraz będę treść rozwijał jak rozmaryn. Wiele już napisano na temat wyborów, wyników pierwszej rundy i przewidywań drugiej. Komentatorzy na ogół przyjmują punkt widzenia dziennikarzy sportowych, czyli taką perspektywę Kanału Zero. Mało kto zastanawia się nad okresem przygotowawczym startujących zawodników – tych jakby zawodowców, tych amatorów i tych trochę na koksie. A przecież już po wynikach do Europarlamentu było widać, że przyszłość koalicji rządzącej nie rysuje się różowo. KO wygrała wtedy z PiS-em zaledwie o 105 tysięcy głosów, a liczba zdobytych mandatów koalicji rządowej była tylko o jeden większa od liczby mandatów PiS-u i Konfederacji. Dla mnie od początku kampanii prezydenckiej – a ta zaczęła się realnie gdzieś we wrześniu 2024 – było jasne, że premier Tusk może być atutem lub słabością kandydata Trzaskowskiego. Okazało się, że atutem premier nie chciał zostać.

IMHO cała promocja deregulacji i Rafała Brzoski przysporzyła wyborców Mentzenowi. Jak uprzejmie doniosła „Krytyka Polityczna”, sfinansowany przez Brzoskę portal XYZ bardzo przychylnie patrzył na lidera Konfederacji namaszczonego na kandydata na prezydenta.

Nikt jakoś się nie zastanawiał – nie tylko zresztą na tym portalu – w jaki sposób Mentzen tak szybko zgromadził tak znaczącą liczbę podpisów (250 tysięcy). Podobno zebrano je w dwa tygodnie, co dawałoby 17 800 podpisów dziennie, czyli 1100 podpisów na godzinę przy założeniu, że zbierano je 16 godzin na dobę. W takie cuda to nawet iluminaci by nie uwierzyli. Moim skromnym zdaniem podpisy zbierano już (na co oczywiście nie jestem w stanie wskazać dowodów) od listopada 2024.

Pomijając Mentzena, choć tak naprawdę pominąć go się nie da, wybory prezydenckie od dawna nie są realnymi wyborami, tylko dogrywką po wyborach parlamentarnych – lub przygrywką, zależy, kiedy wypadają. Od czasu gdy Lech Kaczyński zameldował Jarosławowi wykonanie zadania, urząd prezydenta przestał być samodzielny. Jego rolę zdegradowano do pomocy w walce o realną władzę, czyli urząd premiera. W zasadzie dziś nie jest już potrzebny, bo stał się tylko kosztowną zabawką w największym pałacu prezydenckim na świecie.

Następca Dudy, zwanego pieszczotliwie Długopisem, niestety będzie pełnił podobną funkcję przy aktualnym lub następnym premierze (lub nadpremierze), w zależności od tego. kto wygra.

Skoro już wspomniałem nadpremiera – byłego lub (co niestety prawdopodobne) przyszłego – to warto docenić jego operację pod kryptonimem „Batyr na prezydenta”. Kaczyński wybrał kogoś, przy kim chyba każdy minister utworzonego przez niego w przyszłości rządu będzie się prezentował lepiej. W dodatku w wylansowanie tej postaci jako rywala prezydenta Warszawy prezes PiS-u nie musiał wkładać specjalnego wysiłku, bo większość roboty wykonały za niego (dla niego?) media, szczególnie te PiS-owi przeciwne. I tak drobny watażka awansował z szarej strefy poprzez kolejne instytucje, którymi prawdopodobnie w ogóle nie zarządzał, a jedynie swoją osobą wypełniał dyrektorski fotel, aż został w końcu najpoważniejszym kandydatem na lokatora pałacu z żyrandolem. Po prostu Nikodem Dyzma naszych czasów.

Co więc robić na zakończenie tak fascynującej kampanii ? Nie, żebym arogancko postanowił dawać komuś jakieś rady. Po pierwsze, to raczej mało skuteczne. Po drugie, każdy jakąś analizę sam sobie zrobi na podstawie tego, co wie, lub mu się wydaje, że wie. Czasem to bardzo trudno odróżnić. Mogę tylko powiedzieć, co ja zrobię i dlaczego.

Pójdę głosować mimo wszystko. Nie dlatego, że mam swojego kandydata. Również nie dlatego, że jestem przekonany o wygranej tego, na kogo zagłosuję. Nic na to nie wskazuje. Ale nie chcę mieć poczucia, że przyłożyłem rękę do katastrofy, choć ona i tak nastąpi. Procesy społeczne zachodzą w sposób niezauważalny dla większości ludzi. Gdy stają się widoczne, zwykle są już nie do odwrócenia.

1 czerwca będziemy mieli do czynienia z efektem tych procesów, których źródła należy zlokalizować 10 czy 15 lat temu, a może i wcześniej, w trakcie samej transformacji. W końcu Mentzen najbardziej popularny jest w grupie 29–39 lat, czyli dzieci III RP, dla których PRL był tylko czarną legendą, a Balcerowicz wiarą, nadzieją i… sukcesem.

Być może w którymś momencie można było wpłynąć na kierunek tych procesów… Może jednak nie. Zagłosuję więc na Trzaskowskiego, bez wiary i nadziei. A potem niech Cthulhu ma nas w swoje opiece.

Również na aristoskr.wordpress.com


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!