Od dłuższego czasu polskie partie polityczne funkcjonują jako wehikuły realizacji marzeń liderów. Może poza KO, bo jak się wydaje, Premier już o niczym konkretnym nie marzy, więc wehikuł tak sobie błądzi jak dziecko w nocnej mgle. W wielu miastach trochę trzeźwe, w Warszawie głównie jednak pijane.
Szymon Hołownia to zadziwiająca postać polskiej sceny politycznej raczej z repertuaru farsowego. Choć trzeba przyznać, że wyróżnia się na tle jemu podobnych: Palikota, Kukiza, Petru czy oczywiście Biedronia. Hołownia był najbliżej sukcesu, już witał się z gąską, gdy z europejskiej emerytury wrócił na ojczyzny łono Donald T. Marzenia prysły jak nadmiernie nadmuchana bańka mydlana. Ci panowie tkwią już na marginesie polityki, choć Petru zawzięcie będzie walczył po resztki tworu dumnie nazwanego Polska 2050. Choć biorąc pod uwagę sondaże, to bardziej adekwatną byłaby nazwa 2,50.
Hołownia miał tę przewagę, że był znany odrobinę, zanim stał się znany z polityki. Jest dziełem TVN, stacji wspierając całą siłą PO/KO. Hołownia nie chciał przyjąć, że jest (on i jego ugrupowanie, czy raczej pospolite ruszenie) jedynie zamiennikiem. Tak jak przed Wielkim Powrotem Do Ojczyzny Donalda Tuska, Hołownia był pupilem „swojej” stacji, to po tym wiekopomnym wydarzeniu zszedł, delikatnie mówiąc na dalszy plan.
Jednak nie chciał przyjąć tego do wiadomości. Nadal chciał realizować marzenia o prezydenturze, skoro papieżem już zostać nie mógł. A partia, tudzież bardzo wolna kompania, realizacji tegoż przecież marzenia miała służyć. Im jednak realizacja tego marzenia skrywała się bardziej za horyzontem, tym częściej ujawniały się osobiste marzenia harcowników wolnej kompanii.
Polska 2050 była, no jeszcze chwilę będzie, partią bez programu, bez wizji, jedynie z ambicjami przewodniczącego i aktywu, nie zawsze ze sobą powiązanymi. Partia ludzi chcących władzy, której po raz kolejny pozorna antysystemowość posłużyła, aby uwieść co bardziej niezorientowanych wyborców. A ci stanowią coraz większą grupę.
Czy coś może uratować tę partię ? Po pierwsze nie ma po co, po drugie nie ma chyba takiej możliwości. Tym bardziej że wypoczwarzyła się kolejna podobna efemeryda „samorządowców”, na której czele stanął senator Zygmunt Frankiewicz (eks Gliwice), a współzałożycielem jest Wadim Tyszkiewicz (eks Nowa Sól).
Niestety od dłuższego czasu polskie partie polityczne funkcjonują jako wehikuły realizacji marzeń liderów. Może poza KO, bo jak się wydaje, Premier już o niczym konkretnym nie marzy, więc wehikuł tak sobie błądzi jak dziecko w nocnej mgle. W wielu miastach trochę trzeźwe, w Warszawie głównie jednak pijane.
Koniec Polski(2050) może być tym bardziej przykry, że prokuratura odgrzebuje kwity w Collegium Humanum, w którym to Hołownia przecież nigdy nie studiował, podobnie jak niejeden członek jego partii. I oczywiście wielu członków innych partii i tych dziś rządzących i tych dziś opozycyjnych. To może zaszkodzić Hołowni bardziej niż nocne spotkania z Kaczyńskim. I całkiem już uniemożliwić starania i jakąkolwiek poważną zagraniczną fuchę.
Można powiedzieć, niejako na koniec, że Hołowni nie udało się powtórzyć sukcesu prezydenta Żeleńskiego, z telewizora do wielkiego pałacu. Hołownia nie upadł jeszcze tak nisko jak eks lider Twojego Ruchu, ale kto wie, może ostatni ruch będzie też należał do prokuratury.
Na koniec trochę jakby z innej beczki, choć może jednak nie. Ostatni, miejmy nadzieję, kongres PSL-u może startować w konkursie Radia Kraków na sukces i blamaż tygodnia, w dodatku w obu konkurencjach. Sukces Przewodniczącego jest niezaprzeczalny. Zaś pomysł z metrami jest wart wielu metrów, a raczej połówek. Miejmy nadzieję , że niedługo pożegnamy się na stałe z oboma członami Trzeciej Drogi donikąd. To niestety ostatnia dobra wiadomość.
Rząd pracuje intensywnie nad tym, by przyszłość polityczna była brunatna, a przynajmniej brązowa.
Również na aristoskr.wordpress.com
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.