Brak sprawiedliwości rządzi składką zdrowotną. Felieton Michała Gandora (2)

Brak sprawiedliwości rządzi składką zdrowotną. Felieton Michała Gandora (2)

18 listopada 2024 roku Rada Ministrów bez konsultacji, uzgodnień i opiniowania zaproponowała zmiany w składce zdrowotnej. Głównym ich celem ma być pomoc przedsiębiorcom słabo i średnio zarabiającym, ale w zasadzie wspiera się tu wszystkich przedsiębiorców z wyjątkiem bardzo małej grupy najbogatszych.

Chcielibyśmy wszyscy mieć w Polsce solidny system sprzyjający rozwojowi firm. Niestety, założenie i prowadzenie przedsiębiorstwa w naszym kraju to ciągle tor przeszkód. Obsługa papierkowa, opieszałość sądów, problemy ze ściągalnością długów i wiele innych czynników przenosi się na nieefektywność działań. Dlatego wszystkim przedsiębiorcom należą się podziękowania za podejmowany trud, a także wsparcie w rozwiązywaniu problemów. Zamiast tego jednak rząd proponuje zmiany w ustawie, które przedsiębiorców faworyzują. Wychodzi z błędnego założenia, że pracodawca powinien płacić mniej, chociaż każdy obywatel staje w tej samej kolejce i korzysta z tej samej służby zdrowia.

System proporcjonalnego płacenia składki zdrowotnej wydaje się najbardziej sprawiedliwy. Zmiana ustawy tę proporcjonalność jawnie łamie, zmniejszając obciążenia tylko pracodawcom, a to, co byłoby uzasadnione w przypadku dochodów poniżej najniższej krajowej, staje się regułą dotyczącą wszystkich pracodawców.

Warto pamiętać, że w Polsce coraz większą grupę (choćby w branży medycznej, prawniczej czy informatycznej) stanowią samozatrudnieni z rocznymi dochodami powyżej 300 czy 500 tysięcy zł. Ulgi mają przysługiwać również tej bogatej grupie. Wyobraźmy sobie dwie osoby, z których jedna jest samozatrudniona, a druga to pracownik etatowy. Obie wykonują tę samą pracę, na przykład są lekarzami albo informatykami, i zarabiają około 300 tysięcy zł rocznie. Płacone przez nich składki zdrowotne będą się jednak różnić w skali roku o kilkanaście tysięcy na korzyść samozatrudnionego.

Jak to się ma do sprawiedliwości społecznej? Jak to się ma do podstaw demokracji, w której każdy obywatel powinien płacić podatki na rzecz wspólnego państwa? Czy nie chcielibyśmy proporcjonalnego obciążenia podatkami w zależności od dochodów? Jaką zasadą kieruje się ustawodawca?

Wprowadzenie do rozliczeń składki zdrowotnej progu 1,5-krotności przeciętnego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw jest faworyzowaniem przedsiębiorców i samozatrudnionych względem pozostałych grup społecznych. Dopiero od tego progu przedsiębiorcy rozliczani na skali będą płacić 9% podatku, a przedsiębiorcy rozliczani liniowo tylko 4,9%. Prosta zasada, że im więcej zarabiam, tym więcej płacę niezależnie od rodzaju zatrudnienia, zostaje tutaj pogrzebana. Ciężar wspólnej budowy systemu zdrowotnego spada w większym stopniu na pracowników, którzy przecież nie mają pierwszeństwa w szpitalach. Zamiast pomocy bogatym pracodawcom można by obniżyć wszystkim podatek z 9% do około 8%, co dałoby w przybliżeniu podobny efekt zmniejszenia wpływów do NFZ.

W uzasadnieniu ustawy można przeczytać, że zmiany są dobre dla przedsiębiorców. Nie ma tam nic o wpływie na innych, na system zdrowotny, który – jak wskazuje większość ekspertów – wymaga solidniejszych nakładów. Wygląda na to, że grupa, która może się przebić ze swoimi postulatami, zyskuje uprzywilejowaną pozycję w stosunku do reszty społeczeństwa i jest w stanie przepchnąć ustawę na swoją korzyść. Trochę to jak stwierdzenie „moje jest mojsze” z filmu „Dzień świra”. A gdzie w tej zmianie uwzględniono dobro państwa i wszystkich obywateli?

W efekcie już teraz wiele osób, które mogły być zatrudnione jako pracownicy, ale które mają inną możliwość, decyduje się na samozatrudnienie.

Bardzo ciekawa jest zmiana pozwalająca pracodawcom rozliczającym się podatkiem liniowym na płacenie od pewnego poziomu wzwyż tylko podatku 4,9%, podczas gdy reszta płaci 9%. Chętnie bym wysłuchał uzasadnienia tej szczególnej ulgi.

Proponowana ustawa stawia sobie dwa cele. Pierwszy to „uporządkowanie oraz uproszczenie zasad rozliczania składki zdrowotnej dla przedsiębiorców”. Podpisuję się pod tym nie tylko rękami, ale całym sercem. Rozliczenie roczne zamiast miesięcznego w przypadku przedsiębiorców jest krokiem w stronę znacznego uproszczenia prowadzenia firmy.

Drugim celem jest „obniżenie wysokości składki zdrowotnej, szczególnie dla przedsiębiorców o niskich i średnich dochodach”. I rzeczywiście, najmniej zarabiający przedsiębiorcy poczują ulgę, ale przy okazji wprowadza się zmiany dla wysoko zarabiających, co już jest bardzo bolesnym efektem ubocznym, niemiłym zaskoczeniem dla całego społeczeństwa i dużej grupy ekspertów. Stratni będą jedynie pracodawcy rozliczający się na ryczałcie o dochodach ponad 609 490 zł rocznie, czyli – w warunkach polskich – ludzie bardzo bogaci i bardzo nieliczni. Dlaczego zmiany nie dotyczą tylko grupy słabo zarabiających przedsiębiorców, jest zupełnie niezrozumiałe. Pomagając najuboższym obniżyć składkę o około 100 zł, obniża się ją najbogatszym o kilkaset zł i więcej, w zależności od przychodu. Gratuluję logiki.

Przyczyną zmiany jest również chęć przywrócenia zasad panujących przed Polskim Ładem. Niestety, nie jest to uzasadnienie merytoryczne. Zmiana ustawy niewątpliwie powinna pomóc słabo zarabiającym. Dla PiS-u każdy przedsiębiorca był dojną krową – niezależnie, czy miał problemy czy nie. Teraz odwrotnie, każdy przedsiębiorca to książę, którego warto by zwolnić z wszelkich podatków. Bez rozsądnych podatków nie będzie jednak solidnego państwa, choć absolutnie nie należy przy tym dobijać najsłabszych podmiotów, tylko pomagać im funkcjonować i wyzdrowieć. Najlepsza jest droga środka. Wszyscy zarabiający niech płacą podobne podatki, niezależnie, czy są pracownikami czy pracodawcami. System podatkowy powinien być prosty i przejrzysty. Zrozumiały dla przeciętnego obywatela.

Szczegóły projektu można znaleźć na stronie Rady Ministrów, projekt o sygnaturze UD165.


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!