Mrzonki i mrożonki. Felieton Adama Jaśkowa (180)

Mrzonki i mrożonki. Felieton Adama Jaśkowa (180)

Olbrzymia większość polskich przedsiębiorców nie dysponuje praktycznie żadnymi atutami. W dodatku działają albo na bardzo konkurencyjnych rynkach, albo na rzecz rynkowych rekinów. W obu przypadkach muszą stosować niskie marże własne i funkcjonować na granicy opłacalności lub poniżej. To oczywiście nie jest pierwszy taki raport ani też ostatni. Iluzje trzymają się mocno, są trwalsze niż sny o potędze. Do tego nauczyliśmy się niechęci do współpracy, a nigdy nie opanowaliśmy tej umiejętności w stopniu wystarczającym. Nic dziwnego, że nie cieszą się u nas popularnością kooperatywy, spółdzielnie czy grupy producenckie. Zupełnie inaczej niż w starej Europie.

Co prawda, igrzyska jeszcze się nie skończyły, ale już zaczęły się podsumowania i narzekania. Okazało się, że efekty nie są na miarę naszych marzeń i mrzonek. Ja też się łudziłem – króciutko – że będę pierwszy w próbie posumowania, ale wielu już zaczęło.

Zwykle najbardziej narzekają ci, których mrzonki były najokazalsze i którzy uwierzyli medialnym czy raczej mediowym specjalistom od propagandy sukcesu w sporcie.

Im jestem starszy, tym bardziej cenię Asnyka. Choć jego znany (chyba) ze szkoły wiersz był wezwaniem do czynu, postępu i rozwoju, wszyscy pamiętają tylko daremne żale. Ale faktycznie, żale zawsze są daremne.

Na dzień przed końcem igrzysk Chiny wyprzedzają USA w liczbie złotych medali, choć w sumie wszystkich trofeów mają więcej Amerykanie. Rywalizacja potęg trwa. Trzecia jest Japonia, a na czwarte miejsce wysforowała się Australia, co – biorąc pod uwagę potencjał gospodarczy i ludnościowy tego kraju – czyni z niej sportową potęgę. Australia wyprzedziła Królową Matkę, pardon, Króla Ojca, czyli Wielką Brytanię, a nawet gospodarza igrzysk, Francję. Przynajmniej tak było na kilka godzin przed zakończeniem zawodów.

Duży spadek w klasyfikacji zaliczyły Niemcy, wyprzedzone przez europejską potęgę sportową, czyli Niderlandy. Gdzie szukać Polski? Nisko, ale przed Jamajką. To dlatego, że jamajscy lekkoatleci mieli starty poniżej swoich (i ekspertów) oczekiwań. Mało brakowało, a wyprzedziłaby nas Botswana, której sprinterzy z kolei pobiegli lepiej, niż oczekiwano.

Wyniki Polski były na miarę możliwości, otworzyliśmy oczy niedowiarkom! Powiedzieliśmy: to są nasze wyniki, przez nas zrobione, i to nie jest nasze ostatnie słowo! Czy jakoś tak.

Przygotowania do igrzysk pochłonęły prawie pół miliarda złotych. To jedna czwarta przekopu przez mierzeję, więc chyba nie tak dużo, tym bardziej że igrzyska oglądało w Polsce o wiele więcej osób niż sam przekop.

Twierdzi się czasem, że miejsce w rankingu olimpijskim jest jednym ze wskaźników siły państwa, źródłem prestiżu. Na pewno wielu polityków tak je traktuje.

Igrzyska odarły kibiców i być może nawet dziennikarzy z iluzji na temat naszego sportu. Zapewne pojawią się analizy przyczyn, być może nawet trafne. Wskazywać się będzie na postępujący bezruch fizyczny w społeczeństwie i niechęć do aktywności, nabywaną już w wieku szkolnym. I nic dziwnego, skoro droga do sukcesów w sporcie prowadzi przez ciężką, często katorżniczą pracę, którą mogłyby symbolizować zdjęcia Igi Światek trenującej z zaklejonymi ustami.

Ciężka praca to jedno, a pożegnanie z iluzjami to drugie. Iluzje to coś innego niż marzenia. Każdy sportowiec marzy, ale jeśli ma odpowiednie warunki i ciężko trenuje – no i ma odrobinę szczęścia – może te marzenia zrealizować. Jeśli natomiast będzie żył iluzjami tak jak głodni sukcesów publicyści, to czeka go życie pełne rozczarowań.

Podobnie jest z polskimi przedsiębiorcami. Traktuje o tym tekst Marii Korcz w „Gazecie Wyborczej” zatytułowany „Lament o kosztach zatrudnienia w Polsce nie ma potwierdzenia w liczbach. Przedsiębiorcy z Zachodu mogą nam zazdrościć”. To chyba oczywiste, że tekst z tak obrazoburczym tytułem musiał szybko spaść ze strony głównej Wyborcza.Biz. W tekście porównuje się wyniki badań przedsiębiorców z realnymi danymi o płacach w Polsce i obciążeniach fiskalnych. „W Polsce różnica między łącznym kosztem zatrudnienia pracownika na etacie, a tym, ile ostatecznie otrzymuje on wynagrodzenia na rękę (a więc ów klin podatkowy), wynosi 34,3 proc.” – czytamy w najnowszym raporcie „Taxing Wages 2024” przygotowanym przez OECD. Taki wynik plasuje nas na 24. miejscu wśród 38 zbadanych państw (za „Gazetą Wyborczą”). To znacząco poniżej średniej OECD .

Opinie przedsiębiorców nijak mają się do realiów, co wydaje się potwierdzać tezę, że do prowadzenia działalności gospodarczej nie trzeba się świetnie znać na ekonomii. Wiedza oczywiście jest potrzebna, żeby odnieść sukces, ale pod warunkiem, że dysponuje się przy tym sporym kapitałem. Dobrze jest też działać na rynku rozdrobnionym podmiotowo, na którym nie ma silnych konkurentów. I dobrze mieć przewagę technologiczną.

Olbrzymia większość polskich przedsiębiorców nie dysponuje żadnym z powyższych atutów. W dodatku działają albo na bardzo konkurencyjnych rynkach, albo na rzecz rynkowych rekinów. W obu przypadkach muszą stosować niskie marże własne i funkcjonować na granicy opłacalności lub poniżej. To oczywiście nie jest pierwszy taki raport ani też ostatni. Iluzje trzymają się mocno, są trwalsze niż sny o potędze. Do tego nauczyliśmy się niechęci do współpracy, a nigdy nie opanowaliśmy tej umiejętności w stopniu wystarczającym. Nic dziwnego, że nie cieszą się u nas popularnością kooperatywy, spółdzielnie czy grupy producenckie. Zupełnie inaczej niż w starej Europie.

A propos spółdzielni: Najnowsze autobusy elektryczne dostarczy dla Krakowa Irizar, spółdzielnia produkcyjna z Kraju Basków. Działająca od 1963 roku. Znaczy, Bask potrafi. A mrożonki? Też już nie nasze…

również na aristoskr.wordpress.com


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!