Niepopularna opinia: nie jestem zwolennikiem aborcji. Nigdy nie zgadzałem się z lewicową czy feministyczną retoryką, jakoby płód człowieka nie był człowiekiem. Otóż moim zdaniem jest człowiekiem, a jeżeli uznajemy, że nie jest, to granicę między jeszcze nie-człowiekiem a już-człowiekiem ustalamy niezwykle arbitralnie. W moim idealnym świecie nie byłoby aborcji wcale lub prawie wcale – nie dlatego, że byłaby zabroniona, ale dlatego, że nie byłaby w ogóle potrzebna. Niestety, w idealnym świecie nie żyjemy, niezbędne jest więc prawo wyboru.
Krążył sobie kiedyś po internetach taki „śmieszny” obrazek: jedna lesbijka przybiega do drugiej z wiadomością: „Kochanie, in vitro się udało, jesteśmy w ciąży! Wiesz, co to oznacza?”, po czym unisono radośnie wykrzykują: „Będziemy mogły zrobić aborcję!”. Zdaje się, że mniej więcej tak motywy aborcji i in vitro wyobraża sobie nasz dyktator. Tymczasem każda aborcja wiąże się z ludzkim dramatem i traumą. Nie potrafię uwierzyć, że – jeśli pominąć bardzo niewielki odsetek ciężko zaburzonych ludzi (ale to zupełnie inny temat) – ktoś robi to hobbystycznie i dla przyjemności. Życie nienarodzonych dzieci jest ważne, ale tak samo ważne, jeśli nie ważniejsze, są życie i godność kobiet. Dlatego gdyby PiS miało choćby odrobinę RiGCzu, to chcąc rozwiązać problem aborcji, w pierwszej kolejności mogłoby:
– wprowadzić rzetelną edukację seksualną do szkół, żeby zredukować liczbę niechcianych ciąż;
– cholernie poważnie zająć się kwestią gwałtów;
– otoczyć opieką osoby niepełnosprawne, tak by kobieta stojąca przed wyborem: urodzić chore dziecko czy je usunąć, nie musiała się martwić o to, że dla wymagającego całodobowej opieki dziecka będzie musiała zrezygnować z pracy i utrzymywać rodzinę z mizernych zasiłków i zapomóg (a potrzeby finansowe osób niepełnosprawnych są dużo większe ze względu na koszty rehabilitacji, leczenia, specjalistycznego sprzętu!);
– zająć się kwestią reformy mieszkaniowej, tak by wizja powiększenia się rodziny nie wiązała się jednoznacznie z zadłużeniem się na 30 czy 40 lat, byle tylko zapewnić dzieciom właściwe warunki życia.
Tymczasem PiS:
– aktywnie walczy z edukacją seksualną, którą przedstawia jako „masturbowanie czterolatków” (skąd w ogóle ten pomysł?)
– wypowiada konwencję stambulską, normalizując przemoc domową, i nie ma problemu z wejściem w koalicję z człowiekiem, który pyta: „Jak można zgwałcić prostytutkę, he he he?” (stary przykład z 2006 roku, ale na pewno znajdą się świeższe, wystarczy przejrzeć wystąpienia nowego ministra edukacji i nauki);
– pokazuje faka rodzicom osób niepełnoprawnych (słynny już gest Lichockiej);
– nawet nie próbuje się wywiązać z obietnicy wybudowania 3 milionów mieszkań: od jej złożenia minęło 15 lat, a w Krakowie trudno znaleźć ofertę poniżej 10 tysięcy złotych za metr kwadratowy (to z pewnością wina Tuska).
Nie twierdzę, że rozwiązania w tych czterech kwestiach wyeliminowałyby wszystkie powody, dla których kobiety decydują się na aborcję, takie przyczyny są jednak najczęstsze i – co istotne – można się nimi zająć, nie odbierając nikomu prawa wyboru.
Rządzenie i polityka często wiążą się z podejmowaniem trudnych decyzji, które w sposób nieunikniony budzą niezadowolenie części społeczeństwa. Nasza umiłowana kasta rządząca wykazuje jednak dziwną skłonność do tego, żeby wobec wyboru: „mieć ciastko czy zjeść ciastko”, nieodmiennie rozgniatać ciastko brudnymi buciorami, po czym wskakiwać na stół i odśpiewywać hymn Polski, gorliwie machając flagą.
Dlatego chodźmy ***** *** i włączmy się w walkę o prawa obywatelek Polski, czyli 51,6% naszego społeczeństwa.
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.