11 listopada, święto niepodległości. W kontekście wydarzeń z ubiegłych dni można zapytać, czyją niepodległość świętujemy. Niepodległość Polski – to Polska ma być niepodległa. Pytajmy dalej: Polska, czyli co? Albo lepiej: kto? Nie mówimy raczej o obszarze geograficznym, ale o czymś więcej: o narodzie, oczywiście polskim. Ups. Naród polski, czyli? Termin „prawdziwy Polak” budzi we mnie niesmak, bo wyraźnie nie dotyczy tego, kto się czuje Polakiem, ale jakiegoś nowo zdefiniowanego bytu, który poza posiadaniem polskiego obywatelstwa spełnia tajemnicze kryteria określane przez siły narodowe. I znowu problem: siły narodowe, czyli kto konkretnie? Można odnieść wrażenie, że istnieje jakieś gremium – zapewne trzymające władzę (lub spragnione władzy) – które określa, kto jest, a kto nie jest Polakiem.
Pytajmy dalej. Na ulicach protestują kobiety (i nie tylko kobiety), przed którymi należy, jak słyszymy, bronić narodu i Kościoła. Czy o ich niepodległość także chodzi? Mam coraz większe obawy, że nie. Skoro zagrażają narodowi, to nie zaliczają się do grona wybranych. I tak dzisiejsze piękne święto okazuje się świętem nie dla wszystkich, którzy tutaj są i chcą być. Nie zgadzam się na to.
Felieton jest wyrazem opinii autorki. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.