Rozszerzenie Unii Europejskiej było naszym dziejowym sukcesem. W latach dziewięćdziesiątych perspektywa członkostwa w UE pozwoliła nam na przeprowadzenie reform. Bez niej bylibyśmy dziś biedną oligarchią na obrzeżach Europy. Brak takiej perspektywy bardzo zaciążył na historii Ukrainy — kraju, który na początku lat dziewięćdziesiątych był gospodarczo w pełni z Polską porównywalny. Powodzenie Polski stwarzało nadzieję dla całego regionu. Wolna, demokratyczna, praworządna Polska pokazywała Zachodowi, że warto się integrować z Europą Środkową, a to otwierało drogę do kolejnych akcesji i powiększania się strefy dobrobytu i państwa prawa. Polska zaniechała jednak budowania swojego sukcesu. Konsekwencje ponosimy nie tylko my, ale cały obszar, który pod wpływem jakichś mocarstwowych fantasmagorii nazywamy Trójmorzem. Problemy z praworządnością w Polsce, na Węgrzech, w Rumunii i Bułgarii przekonały kraje Zachodu, że dalsze rozszerzanie zniszczy Unię. Stąd weto prezydenta Macrona. Oznacza to, że do naszego regionu zawita beznadzieja. A kiedy państwa nie widzą powodu, dla którego miałyby przechodzić przemianę, zaczynają gnić. Skutki rządów PiS‑u będziemy odczuwać długo po tym, gdy po samym PiS‑ie nie będzie już śladu. Niestety, wszystko wskazuje na to, że uruchomiono procesy historyczne, które dotkną Trójmorze boleśniej, niż jesteśmy to w stanie przewidzieć. Nie można wybierać Dudów na prezydentów i jednocześnie aspirować do przywództwa w regionie.