Rzeczpospolita czajnikowa. Felieton Joanny Hańderek (114)

Rzeczpospolita czajnikowa. Felieton Joanny Hańderek (114)

Polska obronność czajnikiem stoi. Elektrycznym, czystym, wydajnym i zabójczo niebezpiecznym. Spać po nocach możemy więc spokojnie, że nas tak ugotowano, a nasze państwo rozgotowane na miękko w rękach najwspanialszego wodza mknie ku swemu świetlistemu przeznaczeniu. O czajniku, przyszłości i niedogotowanych pomysłach za rządów PiS mój felieton.

Czajnik nasz powszedni, piękny, wspaniały, od kontaktu odłączany. W myśl ekologicznej zasady, że kto z czajnikiem wojuje, ten wygrywa z burzami, w naszym kraju rozwinięto całą doktrynę obronności. Zaczął już Antoni Macierewicz. Jako były minister obrony narodowej zafundował nam armię potężną i sprawną jak dojazd na dyskotekę Misiewicza czy niezakupione caracale. Grunt to efektywne działanie, więc w naszym kraju podczas parady wojska polskiego w stulecie odzyskania niepodległości maszerowała dumnie husaria. Jeśli w tym zdaniu coś Państwu nie pasuje, to powtórzę: maszerowała.

Obronność nasza memiczna została ostatnio wzmocniona rozporządzeniami czajnikowymi. A wszystko to w walce z globalnym ociepleniem. Tak! Nie potrzebujemy wielkich umów, planów międzynarodowych, polityki ani unijnej, ani światowej. Nasi władcy wspaniali już to wiedzą: wystarczy wyłączyć prąd policji, a wojsko niech zasuwa na piechotę ze skrzydłami na plecach. Zastępy anielskie otoczą nas szańcem i zło zgniłego Zachodu się nie przedostanie. Dumny my naród, szczep PiS-owy, obejdziemy się bez dotacji i współpracy z resztą świata. Telewizję państwową już mamy na poziomie Korei Północnej, więc najwyższa pora doszlusować do tego kraju również w dziedzinie ekologii i obronności.

Afera czajnikowa rozkręca się od kilku dni. Wypowiedzi komendanta, policjantów, dziennikarzy – nie będzie czajników, ale będą. Jak to rzeczniczka Komendy Głównej zgrabnie objaśniła, chodzi o to, że „mają, ale nie mają zdawać te czajniki”. W zasadzie po co czajniki policji? Niejaki Turecki dobrze by to podsumował: jak nie ma czajnika, to i kłopotu z kawą nie będzie, uzębienia na mieleniu kawy się nie straci. Podpowiedź dla młodzieży: w głębokim PRL woźny Turecki był postacią kultową/kabaretową. Można sobie wyguglować. A jeśli, droga młodzieży, nie chcesz się w przeszłości zamykać, spójrz, proszę, na memy na temat ostatnich wydarzeń. Tak było. BYŁO.

W sumie może powinnam podziękować naszym rządzącym za to, że tak sprawnie wszystko niszczą, deprawują każdą dziedzinę naszego życia. To taki powrót do dzieciństwa. W dawnych czasach, kiedy interesowały mnie zwierzęce pluszaki, a nie szóste wielkie wymieranie zwierząt, absurd gonił absurd. Partia była z narodem, naród z partią, a na przejazd Cyrankiewicza czy innego dygnitarza karnie tworzono alternatywną rzeczywistość: czyszczono elewacje na pokaz, pospiesznie budowano atrapy domów. Młodzieży kochanej, która się zastanawia, o co tutaj chodzi, polecam jako kurs błyskawiczny filmy Barei. Z tym jednym zastrzeżeniem, że aż tak wesoło nie było.

Na dobrą sprawę nie powinnam narzekać. Jeden „genialny” pomysł, żeby policjanci zdali czajniki, i w mediach raz jeszcze zagościł temat ekologii i naszego bezpieczeństwa. Temat niewygodny zwłaszcza dzisiaj, w politycznym szale kampanijnym, kiedy osoby mówiące otwarcie o klimacie traktowane są jak zło wcielone. Rolnik ma hodować mięso, a górnik węgiel wydobywać. Wspomnieć coś o tym, że to nie mięso, a czujące istoty i że zamiast dotować produkcję mięsa, można wspierać produkcję produktów roślinnych, oznacza katastrofę wyborczą. Od razu PiS-owcy specjalizujący się w czarnym jako białym będą straszyć rolników i konsumentów wizją spożywania robaków. A tu proszę, jeden czajnik i temat powrócił – wprawdzie jakoś tak dziwnie zeszmacony i obśmiany, ale jest. Dobre i to. Żyjemy w czasach, w których należy się cieszyć ochłapami. Tak samo jak w moim dzieciństwie. Łza w oku.

Jak się bliżej przyjrzeć sprawie, to nie jest tak źle. Przecież naczelnik mógł nakazać zdanie broni albo, jeszcze lepiej, ogłosić przetarg na najem komisariatów. Już raz policjanci wycinali konfetti. Czemu by więc w komisariatach nie miały powstać dyskoteki, bary, a może – dla zwiększenia obrotów i wspomożenia budżetu państwa – kluby nocne? Nie będzie nam wtedy w ogóle potrzebna policja, bo panowie wynajmujący te placówki sami się obronią, a obywatele i obywatelki najlepiej niech siedzą w domach. Bo jak się obywatel i obywatelka spotkają pod sądami albo na jakimś rynku czy gdzie indziej, to od razu coś wrzeszczą o konstytucji, o łamaniu prawa, o demokracji. A tutaj ot, rozwiązać policję, nie będzie problemu ani z prądem, ani z ludźmi na ulicy. Proste to i sprawiedliwe.


Felieton jest wyrazem opinii autorki. Nie prezentuje stanowiska ZR.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!