Do czytania po wyborach. Felieton Adama Jaśkowa (164)

Do czytania po wyborach. Felieton Adama Jaśkowa (164)

Prawdziwe gry polityczne rozpoczną się po wyborach. Przeciętni, a także nieprzeciętni, ale politycznie niezaangażowani obywatele będą raczej przy tym statystować. Ten rok to rok stagnacji w samorządach. Następny będzie rokiem zaciskania pasa. A potem… co będzie potem, to nawet ja nie mam pojęcia. A tymczasem idźcie i głosujcie. Choć obawiam się, że cokolwiek zrobicie i kogokolwiek wybierzecie, to i tak w uszach będą wam grali Rolling Stonsi. No satisfaction.

Mój najulubieńszy kinomaniak i publicysta kulturalny, Zygmunt Kałużyński, nazwał zbiór swoich esejów „Do czytania pod prysznicem”. Nieśmiało trawestując mistrza, zatytułowałem swój felieton, nawiązując do prysznica, czyli do czytania po powszechnym laniu wody – i raczej nie chodzi tu o znikający w pomrokach dziejów śmigus z dyngusem, ale o tradycyjne wyborcze lanie wody.

Choć piszę to jeszcze tuż przed ciszą wyborczą, sugeruję czytanie felietonu po wyborach, by nie zrazić się do aktu. Aktu głosowania oczywiście.

Niedługo się okaże, że wybory wiele nie zmieniły, a tam, gdzie coś się zmieniło, okaże się, że nie zmieniło się wiele. Kończy się najbardziej niemrawa i nijaka kampania wyborcza. Żaden z komitetów nie miał koncepcji, co obiecać, żeby za bardzo nie oderwać się od gruntu. Wiadomo, z pustego i Salomon nie naleje, tym bardziej że Salomona nigdy nie było. Oprócz oczywiście Patryka. No i Sulejmana. Ale to zupełnie inna bajka.

Przy okazji jaskrawo uwidoczniła się słabość mediów lokalnych. Z jednej strony wiadomo, że publiczne media regionalne są w fazie likwidacji, czyli przekształcania (jeszcze niejasne, w co), i w stanie takim bardziej wegetatywnym, utrzymywane przy życiu finansową kroplówką. Gazety lokalne z koncernu Orlen Press też są w fazie przejściowej, która może się skończyć ich upadkiem. „Gazeta Wyborcza” finiszuje z programem likwidacji mutacji regionalnych. Po raz pierwszy żadne z mediów nie zleciło kompleksowego badania preferencji wyborczych w regionach i powiatach. Z powodów wyżej opisanych nie ma na to pieniędzy. Choć może gdyby Agora zmniejszyła koszty ogólnego zarządu o jednego członka, to kto wie…

Debaty samorządowe nie mają się więc gdzie toczyć, a i tak się okazuje, że nie zawsze kandydaci mają ochotę ze sobą rozmawiać. Bo i po co zresztą, gdy – jak się okazuje na przykład w programie „Kraków – mam prawo wiedzieć” – różnice pomiędzy głównymi kandydatami są statystycznie nieistne. To oznacza, że kandydaci są świadomi ograniczeń funkcjonowania samorządów i dysponują dostateczną wiedzą o problemach oraz wiedzą, że nie będą dysponowali środkami do ich rozwiązania.

Reforma samorządowa uznawana jest za jedyny sukces koalicji AWS-UW. Może dlatego, że miała do tej pory najwięcej obrońców i najmniej przeciwników. Bronili jej głównie samorządowcy, radni, burmistrze, wójtowie, prezydenci. Reforma ukształtowała samorządy, przydzieliła im zadania i obiecała pieniądze na ich realizację. I tak już zostało. Struktury samorządowe wybrano w sposób niespójny, zachowując gminy jako podstawowe jednostki, choć tak naprawdę polityki społeczne przekazano świeżo przywróconym powiatom i nowym/starym województwom.

Szybko się okazało, że ten podział pogłębia różnice pomiędzy lokalnymi metropoliami a prowincją. Szybko też następowała centralizacja zarządzania. Nie pomogła wprowadzona przez SLD zmiana w postaci bezpośredniego wyboru wójtów, burmistrzów i prezydentów. Przedłużyła ona władanie w samorządach osobom ze środowiska SLD, ale – jak się potem okazało – nie na długo, a i ci, którzy rządzili najdłużej, jak w Rzeszowie i Krakowie, nie traktowali związków z tym środowiskiem, słabnącym zresztą z kadencji na kadencję, nadmiernie poważnie.

Wszystkie kolejne rządy prowadziły podobną politykę przerzucania na barki samorządów zadań przy niedostatecznym ich finansowaniu. W dodatku wszystkie reformy fiskalne zmniejszały dochody samorządów, a przecież są samorządy – głównie gminy wiejskie – które utrzymują się niemal wyłączenie z subwencji i dotacji. Oraz kredytów.

Patrzenie na samorządy z punktu widzenia Warszawy czy lokalnych metropolii zupełnie wypacza obraz. W dużych miastach zrealizowano wiele inwestycji, głównie z funduszy europejskich, a ostatnio – jak wiemy z napisów na tablicach – ze „środków budżetu państwa”.

Jak będzie z nowym inwestycjami? Wszystko wskazuje na to, że nawet jeśli uzyskamy przedłużenie terminu rozliczenia, to i tak większość środków z KPO nie zostanie wykorzystana. Tym bardziej że nowemu rządowi wdrażanie kamieni milowych nie idzie jakoś specjalnie szybciej niż poprzedniemu, a niektóre projekty, jak na przykład podatek od samochodów spalinowych, nowy rząd w ogóle chciałby wyrzucić z naszego ogródka.

Prawdziwe gry polityczne rozpoczną się po wyborach. Przeciętni, a także nieprzeciętni, ale politycznie niezaangażowani obywatele będą raczej przy tym statystować. Ten rok to rok stagnacji w samorządach. Następny będzie rokiem zaciskania pasa. A potem… co będzie potem, to nawet ja nie mam pojęcia.

A tymczasem idźcie i głosujcie. Choć obawiam się, że cokolwiek zrobicie i kogokolwiek wybierzecie, to i tak w uszach będą wam grali Rolling Stonsi. No satisfaction.

również na aristoskr.wordpress.com


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!