Papier wszystko przyjmie. Felieton Marii Mysonianki (52)

Mysonianka

Nowe obostrzenia mają zwiększyć nasze bezpieczeństwo. Zapewne tak będzie. Ci, którzy się boją, zaszyją się w domach – dla swojego bezpieczeństwa. Ci, którzy się nie boją, nadal nie będą musieli się ograniczać. Mowa wszak o liczbach uczestników, a nie o szczepieniach i nie o noszeniu masek. Dla tych, którzy ograniczać się nie chcą, nic raczej się nie zmieni.

Teoretycy prawa uczą, że martwe prawo nie spełnia swojej funkcji. Martwe prawo to takie, które zostało zapisane na papierze i zatwierdzone, ale nie działa, ponieważ nikt go nie przestrzega (z wyjątkiem tych, którzy akurat mają ochotę). Prawo notorycznie nieprzestrzegane nie tylko nie ma sensu, ale – co gorsza – uczy tych, którzy się z nim nie liczą, że nieprzestrzeganie jest możliwe i nie niesie żadnych poważnych konsekwencji. Prawo bez sankcji nie jest prawdziwym prawem. Oczywiście, prawo powinno nie tylko być egzekwowane, ale również prawidłowo sformułowane, tak by jego przestrzeganie nie budziło formalnych wątpliwości.

Można wprowadzać nowe obostrzenia, restrykcje i przepisy, czyli nowe prawa. Można, tylko po co, skoro tych już wprowadzonych się nie przestrzega, ponieważ się nie musi. Nie ma woli respektowania przepisów, których nikt nie pilnuje, zwłaszcza gdy ich respektowanie wiąże się z dyskomfortem lub ograniczeniem. Maseczki w przestrzeni publicznej – nakaz czy zalecenie? Nikt już nie wie, ale to bez znaczenia, bo nosi ten, kto chce. Kto nie chce, nie nosi i raczej nikt mu nic nie zrobi, bo ci, co noszą, od pewnego czasu się boją. Boją się zwrócić uwagę temu bez maski, ponieważ reakcją w najlepszym razie jest wzruszenie ramionami i burknięcie: „Martw się o siebie”, a w najgorszym, ale dość częstym, agresja.

Nowe obostrzenia wobec nowej mutacji wirusa prawdopodobnie miałyby sens, gdyby poprzednie były przestrzegane i respektowane. Obecnie przejmą się nimi tylko ci, którzy już są przejęci, i to właśnie oni znikną z przestrzeni publicznej w trosce o swoje zdrowie. Zakupy da się robić przez Internet. Ci, którzy ograniczeniom mówią „nie”, będą nadal swobodnie korzystać ze wszystkiego – zapewne bez masek na nosie i bez szczepienia. Ograniczenia dotyczą wszak liczby uczestników, gdy więc ci, którzy się boją i przestrzegają wytycznych, skryją się w domach, pozostali, ci nieulękli, nie odczują żadnej zmiany. Jeśli wprowadzony zostanie ponownie pełny lockdown, podziękować trzeba będzie tym, którzy ograniczać się nie zamierzają. Zresztą, w ich przekonaniu i praktyce lockdown też ich zapewne nie obejmie. Ot, dziwna rzeczywistość: regulacje obowiązują jedynie tych, którzy je dobrowolnie akceptują.


Felieton jest wyrazem opinii autorki. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!