Kochana Ciocia Brukselka. Felieton Adama Jaśkowa (82)

Kochana Ciocia Brukselka. Felieton Adama Jaśkowa (82)

Dobra ciocia z Brukseli nie chce płacić należnych nam pieniędzy. Nam, czyli rządowi, choć trochę i nam. I ma rację, bo temu rządowi nic się nie należy, a i tym, którzy na niego głosowali, też. I tym, którzy nie głosowali wcale. A trudno powiedzieć, czy należy się tym, którzy głosowali na opozycję, bo cała klasa polityczna jest winna temu, co się w Polsce dzieje. I dobra ciocia z Brukseli trochę też.

Kiedy 9 maja podpisywano Traktat ustanawiający Europejską Wspólnotę Węgla i Stali, mało kto przypuszczał, że instytucja ta przekształci się w wielką europejską wspólnotę. Nikt nie miał takich ambicji, choć niektórzy mieli takie marzenia. Celem było uporządkowanie działania rynku węgla i stali tak, by odbudowa i rozwój Europy – choć początkowo tylko Francji i Beneluksu – dokonały się jak najszybciej. W tym okresie liderem powojennej Europy (Zachodniej) została Francja, pozwalając na szybką odbudowę przemysłu na terenach Niemiec, czyli głównie Niemieckiej Republiki Federalnej (Republiki Federalnej Niemiec).

Co ciekawe, rzeczywistym ojcem (i matką) idei wspólnej Europy był Jean Monnet, Francuz, ekonomista znany dobrze w okresie międzywojennym. To on stał za deklaracją Schumana i de facto on ją napisał. Był federalistą pragmatykiem, którego trudno przypisać jednoznacznie do któregoś z głównych kierunków politycznych. Jego poglądy kształtowały się niewątpliwie pod wpływem francuskich federalistów przełomu XIX i XX wieku, zapewne również federalizmu Proudhona. Jego międzywojenną działalność bardzo wysoko cenił John Maynard Keynes.

I tak wielbiciele Schumana ukradli europejską ideę Monnetowi, choć on sam nie miał im tego za złe, bo istotą jego poglądów był pragmatyzm – pragmatyzm w działaniach, bo w dążeniach Monnet jednak był idealistą i miał ideę wspólnej Europy jako celu. On też jako pierwszy kierował Europejską Wspólnotą Węgla i Stali.

To Monnet i założony przez niego ruch Action Committee for the United States of Europe doprowadzili do przygotowania, sformułowania i podpisania przez europejskie państwa Traktatów rzymskich powołujących do życia EWG. Był to kolejny krok ku federacji europejskiej.

Niespełna 13 lat po śmierci Monneta powstała w wyniku podpisania Traktatu z Maastricht Unia Europejska – już nie tylko strefa wolnego handlu, ale nowy podmiot polityczny na kształt konfederacji suwerennych państw, które część swoich uprawnień złożyły w ręce nowych instytucji europejskich.

Kolejnym, już dużym krokiem był Traktat nicejski (a po drodze jeszcze Amsterdam), przygotowujący Unię do dużego rozszerzenia. W Nicei proklamowano też Kartę praw podstawowych, która od ratyfikacji Traktatu lizbońskiego stanowi część systemu prawnego Unii.

I tu zaczynają się polskie schody – nie, nie do nieba, schody w dół, przyczyna naszych problemów lub tylko jaskrawy ich przejaw. Akcesja Polski do Unii była bezwarunkowa. Chcieliśmy, a przynajmniej rządzący wtedy Polską chcieli, by Polska była pełnoprawnym członkiem Unii. Jeśli chodzi o politykę rolną i wysokość dopłat bezpośrednich, to się co prawda nie udało, ale reszta tak. Tę wolę zostania pełnoprawnymi Europejczykami Polacy potwierdzili w referendum akcesyjnym. Więcej Polaków głosowało za przystąpieniem do Unii niż za przyjęciem konstytucji w 1997 roku.

Zmieniły się jednak władze, koncepcje i polityka. Polska w 2007 roku ratyfikowała Traktat lizboński, ale razem z brytyjskim wyjątkiem, czyli bez Karty praw podstawowych. Po brexicie powinien to być polski wyjątek, bo dotyczy tylko Polski. Niby rządziła wtedy Platforma, a już jakby Sprawiedliwość bez Prawa. Nie tłumaczy wszystkiego fakt, że prezydentem był wówczas jeden z dwóch „terrible twins”, podobno ten ładniejszy. Rządzący chcieli generalnie mieć pieniądze z Unii, ale bez nadmiernych praw obywateli (polskich). Dzięki temu mapka przedstawiająca kraje Unii, w których (nie) funkcjonuje Karta, wygląda uroczo i tak bardzo polsko.

Przez lata przyzwyczajano Polaków, że dobra ciocia z Brukseli płaci, ma płacić, powinna płacić i będzie płacić. A reszta Unii nie jest taka ważna. Jeszcze nie tak dawno (nie mogę znaleźć aktualnych danych) Polska była w czołówce krajów Unii, które mają największe opóźnienia w implementacji prawa unijnego do polskiego systemu prawnego. Biorąc pod uwagę sprawność naszego parlamentu, zapewne niewiele się zmieniło. Mnożą się z kolei orzeczenia europejskich trybunałów o niezgodności polskiego prawa i decyzji administracyjnych z prawem unijnym, czyli tak naprawdę z prawami człowieka i obywatela. Bo te prawa są teraz najistotniejsze w systemie prawnym UE. Między innymi dlatego (nie)dobra ciocia z Brukseli nie chce płacić należnych nam pieniędzy. Nam, czyli rządowi, choć trochę i nam. I ma rację, bo temu rządowi nic się nie należy, a i tym, którzy na niego głosowali, też. I tym, którzy nie głosowali wcale. A trudno powiedzieć, czy należy się tym, którzy głosowali na opozycję, bo cała klasa polityczna jest winna temu, co się w Polsce dzieje. I dobra ciocia z Brukseli trochę też.

Trudno tylko Monneta za to winić.

również na aristoskr.wordpress.com


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!