Iluzja suwerenności. Felieton Adama Jaśkowa (123)

Iluzja suwerenności. Felieton Adama Jaśkowa (123)

Suwerenność gości stale w ideologii nacjonalistycznej (i centroprawicowej), bo może służyć za alibi przy wymuszaniu zachowań społecznych bądź usprawiedliwianiu realizowanej polityki. Suwerenność często wymaga ofiar i wyrzeczeń. Przynajmniej od obywateli. Suwerenność wymaga silnej armii, a nasza armia – po ewentualnym dokonaniu wszystkich zakupów – będzie najsilniejsza w UE i druga po amerykańskiej w NATO. Przynajmniej w formacjach lądowych i lotniczych; w morskich nie, bo prezes boi się wody.

„Suwerenność” jest jednym z kluczowych zaklęć nacjonalistycznej prawicy, nie mniej ważnym od „narodu”, ale chyba od niego nierozłącznym w nacjonalistycznym imaginarium. Naród musi mieć państwo, które musi być silne i suwerenne. To nacjonalistyczna triada.

Rzeczywistość jest zupełnie inna. Nie tylko dlatego, że politolodzy (przynajmniej ci na chłodno analizujący doktryny polityczne oraz realne polityczne działania) dawno już uznali suwerenność za rodzaj idei, do której dążenie bywa szkodliwe, nie tylko zresztą dla dążących.

Nawet jeśli potraktujemy suwerenność jako podejmowanie przez państwo samodzielnych decyzji, to można ją rozważać jedynie w odniesieniu do samego tego procesu. A pomijając próby nieformalnego (nielegalnego) wpływania na proces decyzyjny, większość państw jest w tym procesie suwerenna. Gdyby jednak próbować rozszerzyć suwerenność poza proces decyzyjny, tak by oznaczała pełną niezależność od zewnętrznych podmiotów politycznych, a także od politycznych i gospodarczych uwarunkowań, tak rozumianej suwerenności nie gwarantuje nawet autarkia na oddalonej od innych lądów wyspie (przynajmniej współcześnie, bo przed epoką odkryć geograficznych można było ją rozpatrywać, choć nikt wtedy nie znał tego pojęcia).

Suwerenność gości stale w ideologii nacjonalistycznej (i centroprawicowej), bo może służyć za alibi przy wymuszaniu zachowań społecznych bądź usprawiedliwianiu realizowanej polityki. Suwerenność często wymaga ofiar i wyrzeczeń. Przynajmniej od obywateli. Suwerenność wymaga silnej armii, a nasza armia – po ewentualnym dokonaniu wszystkich zakupów – będzie najsilniejsza w UE i druga po amerykańskiej w NATO. Przynajmniej w formacjach lądowych i lotniczych; w morskich nie, bo prezes boi się wody. Czy mając taką armię, naprawdę będziemy „suwerenni” i będziemy się liczyć w świecie czy choćby w Europie?

Jeśli zamienimy suwerenność na zdolność do formułowania interesów państwa (i społeczeństwa) oraz realizowania tych interesów w przestrzeni międzynarodowej – w naszym szczególnym przypadku w przestrzeni Unii Europejskiej – to ani nie możemy się pochwalić osiągniętymi już sukcesami, ani też mieć nadziei na sukcesy w przyszłości. Mówimy tu o Unii Europejskiej, na której terenie niemal od samej akcesji przyjmowaliśmy postawę pasywną, z rzadka próbując organizować wspólne grupy interesów, a jeszcze rzadziej odnosząc w tych nielicznych próbach powodzenie. W czasach rządów PiS jesteśmy na skutek własnej działalności izolowani nawet bardziej niż rządowo eurosceptyczne Węgry. Jako państwo płacimy do unijnego budżetu kary za niezgodne ze standardami prawnymi działania, za błędy w zarządzaniu i komunikacji z sąsiadami (przykład kopalni Turów), za opóźnianie implantacji dyrektyw. Wszystko, co wykracza poza proste przelanie pieniędzy na konta (często własne), wydaje się sprawiać rządzącym niebotyczne problemy.

Czy władzom „suwerennego kraju” przystoi antyszambrować w pokoju ambasadora (poprzednio ambasadorki) mocarstwa i spełniać jego (lub mocarstwa) zachcianki? Czy przystoi rządowi „suwerennego kraju” błagać Komisję Europejską o pieniądze, które dostalibyśmy bez kłopotu, gdyby nie wypaczenia prawa i łamanie konstytucji?

Suwerenność – nawet ta praktyczna i ograniczona – to coś innego niż parady militarystycznych zabawek. Suwerenność wymaga poważnego traktowania partnerów i własnych obywateli.

A można mi wierzyć albo nie, ale nikt nie pogardza swoimi wyborcami tak jak PiS. Suwerennie.

Ps.1 A konkordat należy suwerennie wypowiedzieć. Zaraz po wprowadzeniu w życie planu posła Marka Sowy na ograniczenie wpływów Kościoła katolickiego w Polsce. Tak nam dopomóż Tusk i cała opozycjo demokratyczna.

Ps.2 Poseł Sowa przedstawił swój plan na krakowskim spotkaniu przedstawicieli demokratycznej opozycji pod auspicjami KOD.

również na aristoskr.wordpress.com


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!