Szlachetne zdrowie. Felieton Adama Jaśkowa (229)

Szlachetne zdrowie. Felieton Adama Jaśkowa (229)

Każda zmiana (a tym bardziej zmiana ważna) powinna być wprowadzana starannie i po uprzednim przygotowaniu. W tym wypadku wprowadzenie przedmiotu powinna poprzedzać kampania informacyjna, w której braliby udział lekarze i nauczyciele, i naukowcy. Być może obowiązkowe wprowadzenie przedmiotu powinno być poprzedzone pilotażem. A może wystarczyło tylko poszerzyć podstawę programową przyrody/biologii?

Już pierwszy nasz wieszcz, Jan z Czarnolasu, wieszczył, że zdrowie to przywilej szlachty i klasy wyższej, a było to na długo przed pojawieniem się na ziemiach polskich lekarzy, NFZ i edukacji zdrowotnej. Do zdrowia, prawie jak do wszystkiego, potrzebne są wiedza, motywacja i możliwości. Poza tym pomagają pieniądze.

Mamy szczęście żyć w kraju, w którym efektywność opieki zdrowotnej mierzona stosunkiem efektów do nakładów jest chyba najwyższa na świecie. To jednak wcale nie znaczy, że mamy najlepszą czy choćby dobrą opiekę zdrowotną. Jednym z największych problemów opieki zdrowotnej są oczywiście, podobnie jak w innych krajach, politycy. Zwykle zapewniają sobie dostęp do najlepszych publicznych placówek, stać ich w dodatku na prywatne usługi, bardzo często więc nie zdają sobie sprawy z przeciętnego stanu opieki ani z przeciętnej do niej dostępności. Gnębi ich jednak deficyt NFZ – niekoniecznie dlatego, że utrudnia funkcjonowanie opieki zdrowotnej, ale raczej dlatego, że nie lubią deficytów. To źle wygląda na papierze.

Motywacja skorelowana jest z zaufaniem – do systemu, do polityków, do lekarzy. Według ostatnich badań CBOS 62% respondentów ocenia funkcjonowanie NFZ negatywnie, podczas gdy jedynie 31% wyraża opinię pozytywną. Największymi krytykami okazują się wyborcy Konfederacji, choć akurat oni zawdzięczają NFZ to, że w ogóle żyją, bo większość starszych wyborców urodziła się jeszcze w PRL-u. Zresztą najstarsi obywatele oceniają działalność NFZ stosunkowo najlepiej.

Jeśli porównać polskie placówki opieki zdrowotnej z tymi z amerykańskich seriali medycznych, to faktycznie większość wygląda gorzej lub w ogóle fatalnie – tyle że w porównaniu z wytworami Hollywood wszystko wygląda gorzej. Gdyby jednak sami Amerykanie mogli porównać swój realny system publicznej opieki zdrowotnej (o ile taki w ogóle w USA istnieje), pewnie jednak by nam zazdrościli. Co ciekawe, najgorsze opinie o NFZ (80% opinii negatywnych) CBOS zanotował za rządów PO, choć nie za premiera Tuska.

Jeśli już komukolwiek Polacy ostatnio ufają, przynajmniej deklaratywnie, są to naukowcy i lekarze. Jak podaje IPSOS, naukowcom (deklaratywnie) ufa aż (?) 51% badanych, a medykom 41%. Ogólny poziom zaufania Polaków do profesji (czyli też trochę do siebie, a trochę do elit) należy jednak do najniższych na świecie. Wśród badanych populacji wyprzedzamy tylko Peru, a daleko przed nami są Turcja, Węgry, Rumunia i nawet Rosja (IPSOS Global Trustworthiness Index 2024).

Najmniejszym zaufaniem Polacy darzą za to – może całkiem racjonalnie – polityków (8%), kierowników odpowiedzialnych za reklamy (12%) oraz duchownych i księży (13%). Nisko w rankingu znaleźli się również influencerzy i bankierzy (po 15%). Upadek polityków jest dosyć symptomatyczny, a szczególnie ich lokata poniżej influencerów, choć trzeba przyznać, że politycy coraz częściej zachowania influencerów naśladują. Nie wiadomo, czy to pogorszy jeszcze notowania influencerów, czy ostatecznie pogrąży polityków.

A skoro jesteśmy już przy politykach: sposób wprowadzenia nauki o zdrowiu do szkół trudno uznać za optymalny. Przepraszam w tym miejscu za nadmiar sarkazmu, po prostu trudno mi sobie wyobrazić, że można to było zrobić gorzej. To, że wiedza o większości dziedzin jest Polakom obca, dowodzą kolejne specjalistyczne sondaże. To, że rzetelna wiedza o zdrowiu mogłaby poprawić życie i zdrowie obywateli, jest chyba truizmem. Ale – jak mówią Słowianie – Cyryl może i dobry, tylko te metody… Każda zmiana (a tym bardziej zmiana ważna) powinna być wprowadzana starannie i po uprzednim przygotowaniu. W tym wypadku wprowadzenie przedmiotu powinna poprzedzać kampania informacyjna, w której braliby udział lekarze i nauczyciele, i naukowcy. Być może obowiązkowe wprowadzenie przedmiotu powinno być poprzedzone pilotażem.

A może wystarczyło tylko poszerzyć podstawę programową przyrody/biologii? Kto wie. Na pewno nie wiedzą tego ci, którzy mają dzieci, bo ich wiedza o zdrowiu bywa na poziomie minimalnym. Wiedza o zdrowiu u tych dorosłych, którzy dzieci już odchowali lub nigdy ich nie mieli, zwykle jest bliska zeru. Czyli taka jak polityków, influencerów i księży.

Również na aristoskr.wordpress.com


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!