Ave, caesar, morituri te salutant! Felieton Adama Jaśkowa (181)

Ave, caesar, morituri te salutant! Felieton Adama Jaśkowa (181)

Byłoby dobrze, gdyby rząd i cała koalicja przygotowali przyszłościowe plany sięgające nawet nie tylko roku 2040, ale i 2050. Byłoby jeszcze lepiej, gdyby plany te nie dotyczyły olimpijskich snów o potędze. Byłoby bardzo dobrze, gdyby zawierały strategię bezpieczeństwa energetycznego. Jeszcze lepiej, gdyby uwzględniały bezpieczeństwo klimatyczne, a w zasadzie łagodzenie tego, co nieuchronne. I gdyby obejmowały polityki bezpieczeństwa polegające na współpracy z sąsiadami zza Odry i Bałtyku. I jeszcze gdyby dotyczyły zagwarantowania obywatelom wody, kawy i herbaty, chleba z chudą szynką lub pastą sojową. Mieszkania z pralką i lodówką. Opieki zdrowotnej i bezpiecznej starości.

Najbardziej chciałbym zobaczyć otwarcie igrzysk olimpijskich na Stadionie Narodowym, no i regaty na Odrze. Pływakom bym oszczędził kontaktu z rzeką. Pan premier po konsultacji z młodzieżą oraz ministrem sportu ogłosił początek bardzo poważnych starań o organizację igrzysk w roku 2040 (lub 44). Tak doniosła uprzejmie gazeta „Rzeczypospolita”.

Sugeruję panu premierowi jednak rok 2044. Brzmi lepiej, liczba zapisana jest w kulturze i literaturze. No i większa szansa, że nikt się pana premiera nie będzie czepiał, nawet jeśli pan premier dożyje. Będzie się mógł powołać na cud niepamięci. Pewnie podobnie będzie ze mną. Nawet jeśli dożyję otwarcia i ktoś obróci mój fotel w kierunku telewizora, małe są szanse, bym się wtedy zorientował, co to za olimpiada i w jakim kraju. Co więcej, prawdopodobnie do tych „polskich” igrzysk może nie dotrwać ani Łukaszenka, ani Putin.

Komu potrzebne są teraz igrzyska? Po II wojnie światowej letnie igrzyska odbywały się w mocarstwach oraz krajach aspirujących: dwa razy w Wielkiej Brytanii, USA (przyszłe będą trzecie), Australii (trzecie w roku 2032) i Japonii, a po jednym razie w ZSRR, we Włoszech, Kanadzie, Meksyku, Brazylii, Korei Południowej, Niemczech i Hiszpanii. Wyjątkiem od tej reguły była Finlandia w 1952 roku. Wtedy w 149 dyscyplinach rywalizowało prawie 5000 sportowców z 69 krajów. Dla porównania: w Paryżu w 306 dyscyplinach wystartowało ponad 11 000 uczestników z 204 krajów.

Ile to kosztuje? Dotąd najdroższe były igrzyska w Pekinie, na które oficjalnie wydano ponad 50 miliardów dolarów. Większość olimpijskich aren wybudowano przed igrzyskami. Kolejne igrzyska w Tokio kosztowały nieco mniej, bo 35 miliardów dolarów, głównie ze względu na mniejszy zakres inwestycji. Francuzi na imprezę w Paryżu wydali podobno tylko 9 miliardów, bo wykorzystali większość gotowych obiektów, a – jak widzieliśmy – niektóre zawody wprost wrzucili do Sekwany.

Ile musielibyśmy wydać, oczywiście gdyby potraktować olimpijską wrzutkę premiera poważnie? Igrzyska Europejskie w Krakowie i Małopolsce kosztowały podobno 500 milionów złotych (nieco ponad 130 milionów dolarów). Przed igrzyskami wykonano inwestycje za ponad 250 milionów złotych. Zakładając, że udałoby się nam zrealizować olimpiadę podobnie jak Francuzom (a to bardzo mało prawdopodobne), powinniśmy się przygotować na w wydatki w kwocie 40 miliardów złotych.

Wydatki Francuzów na igrzyska to około 0,1% ich budżetu. Dla Polski podobna suma stanowiłaby około 0,6% budżetu. Gdyby wydatki miały jednak dojść do poziomu osiągniętego przez Japończyków, trzeba by wyłożyć 133 miliardy, czyli już 15% wydatków budżetowych i niemal równowartość kwoty deficytu budżetowego na ten rok (184 miliardy). Czy to realne? Nie sądzę.

Może więc olimpiadowa wrzutka służy czemuś innemu? Na Campusie Polska Przyszłości premier przyznał, przynajmniej szczerze, że nie widzi możliwości przeprowadzenia niekaralności aborcji przez ten parlament. W sumie, nie chwaląc się, ja nie widziałem tego już w grudniu. Premier Tusk, namawiając jesienią 2023 do głosowania na przyszłych koalicjantów, chyba nie do końca zdawał sobie sprawę z możliwych skutków. Wygląda na to, że Donald Tusk ma więcej kłopotów ze swoimi ukochanymi koalicjantami z PSL, wzmocnionymi Petru i Hołownią, niż z salonową lewicą latte.

Byłoby dobrze, gdyby rząd i cała koalicja przygotowali przyszłościowe plany sięgające nawet nie tylko roku 2040, ale i 2050. Byłoby jeszcze lepiej, gdyby plany te nie dotyczyły olimpijskich snów o potędze. Byłoby bardzo dobrze, gdyby zawierały strategię bezpieczeństwa energetycznego. Jeszcze lepiej, gdyby uwzględniały bezpieczeństwo klimatyczne, a w zasadzie łagodzenie tego, co nieuchronne. I gdyby obejmowały polityki bezpieczeństwa polegające na współpracy z sąsiadami zza Odry i Bałtyku. I jeszcze gdyby dotyczyły zagwarantowania obywatelom wody, kawy i herbaty, chleba z chudą szynką lub pastą sojową. Mieszkania z pralką i lodówką. Opieki zdrowotnej i bezpiecznej starości.

Igrzyska zostawmy tym, którym są niezbędne dla poniesienia prestiżu lub pokazania bogactwa.

również na aristoskr.wordpress.com


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!