Pieprzony los kataryniarza. Felieton Adama Jaśkowa (182)

Pieprzony los kataryniarza. Felieton Adama Jaśkowa (182)

Według ostatniego sondażu SW Research opublikowanego w różnych miejscach (tu za gazeta.pl) „51,8 proc. respondentów stwierdziło, że lekcje religii nie powinny odbywać się w szkołach. Przeciwnego zdania było 32 proc. ankietowanych. 16,2 proc. osób stwierdziło, że nie ma zdania w tej kwestii.” Te 16% to pewnie niewierzący. Mnie nikt nie pytał o zdanie, a szkoda, bo napisałbym o tym felieton.

To jeden z najlepszych tytułów powieści, której akurat nie czytałem, ale doceniam frazę. Felieton chciałbym zatytułować analogicznie: Pieprzony los katechety, ale wtedy naraziłbym się na zarzuty o obrazę uczuć. Losem katechetów chciałbym się zająć, bo rok szkolny tuż za rogiem. To znaczy za weekendem.

Zaprawdę powiadam wam, los katechety jest nie do pozazdroszczenia. Po pierwsze: lata nauki. Należy zakuwać teologię na studiach stacjonarnych lub podyplomowych albo ukończyć katechetykę. Trzeba jeszcze uzyskać uprawnienia pedagogiczne na studiach dziennych lub podyplomowych. Można też ukończyć seminarium duchowne, a nawet rozpocząć już pracę będąc na piątym roku seminarium. To w sumie proste, choć męczące (szczegóły na portalu epedagogika.pl). Katecheta musi jeszcze otrzymać skierowanie od biskupa w danej diecezji. Łaska biskupa na pstrym koniu jeździ, jak słyszałem. Od dawna nie miewam kontaktów z biskupami – wiem to tylko z drugiej ręki. Podobno biskupi nie wymagają już biczowania, choć całowania w pierścień nie da się uniknąć. „Okres zatrudnienia nauczyciela religii jest zdeterminowany posiadaniem skierowania do nauczania w danej szkole. W każdej chwili właściwa władza kościelna może cofnąć to skierowanie i wówczas nauczyciel traci prawo nauczania w danej placówce” (tamże).

Dziennik Gazeta Prawna poświęcił cały tekst ciężkiej sytuacji katechetów: wypaleniu zawodowemu, braku perspektyw, problemom z awansem zawodowym. Jak cytuje DGP pewnego księdza profesora (uczelnianego), wśród młodych ludzi nie ma chętnych na katechetów. W dodatku systematycznie spada liczba dzieci uczęszczających na katechezę, a więc i liczba potrzebnych katechetów. W sierpniu 2024 w Polsce sygnalizowano ponad 200 wolnych etatów do obsadzenia. Najwięcej, bo aż 54, w woj. mazowieckim, po ok. 20 w śląskim, dolnośląskim i wielkopolskim (za DGP). Wielu katechetów wybiera emeryturę lub przekwalifikowanie się na zwykłych nauczycieli przedmiotowych. Interesuje, przynajmniej mnie, czy nauczając zwykłego przedmiotu, będą trzymać się litery podstawy programowej, czy też ducha kanonicznego. O ile religie nie mają już problemów np. z matematyką czy geometrią, to już z biologią, fizyką, historią człowieka, czy w ogóle historią, mogą zarysować się pola szerokiej interpretacji. Więcej szczęścia ma chemia, bo jest bezduszna i reakcyjna (reaktywna?). Już wcześniej wielu katechetów prowadziło też zajęcia z etyki, choć pojawiały się gdzieniegdzie zarzuty, że czasem myliły się im przedmioty. To znaczy, katecheza zawsze była katechezą, ale bywała nią też etyka.

Problemów będzie przybywać, zanim jeszcze wejdzie w życie rozporządzenie MEN w sprawie łączenia zajęć z religii. Wzbudziło ono burzę nie tylko w wielu szklankach z wodą, ale i w episkopacie. I wywołało protesty, a jeden nawet publiczny, prowadzony przez słynną (osławioną?) byłą już małopolską kurator oświaty. Nazwisko znane redakcji i większości czytelników.

Niektóre media doniosły o innych cudach. Metropolita krakowski (nie, nie chodzi o prezydenta miasta) wyraził zgodę na zmniejszenie, w niektórych szkołach w Krakowie, nauczania katechezy do 1 godziny tygodniowo. Czyli wyprzedza myśli ministry od Edukacji. Czy to osłabi trend wśród uczniów do rezygnowania z uczęszczanie na katechezę? Okaże się niebawem, o ile, oczywiście, Urząd Miasta Krakowa (tym razem jednak Prezydent), zbierze informacje ze szkół i poda je do publicznej wiadomości. Uprzejmie donoszę, że w Warszawie tak robią. Wiem, to zupełnie inna parafia, a nawet diecezja, albo i dwie (warszawska i praska), ale czasem może warto wziąć przykład ze stolicy. Zwłaszcza wtedy, gdy robi coś o niebo bliższe współczesności. Na razie diecezja krakowska podała dane o tym, że dużo osób nadal chodzi na katechezy w szkole, ale liczba ta spada z roku na rok. Osobiście wolę podawać twarde dane niż kościelne szacunki, choć tego trendu już chyba nic nie zatrzyma. Tym bardziej, tak słyszałem, że niektórzy uczniowie modlą się o to, by nie było religii w szkole.

A według ostatniego sondażu SW Research opublikowanego w różnych miejscach (tu za gazeta.pl) „51,8 proc. respondentów stwierdziło, że lekcje religii nie powinny odbywać się w szkołach. Przeciwnego zdania było 32 proc. ankietowanych. 16,2 proc. osób stwierdziło, że nie ma zdania w tej kwestii.” Te 16% to pewnie niewierzący. Mnie nikt nie pytał o zdanie, a szkoda, bo napisałbym o tym felieton.

PS. Tak mi się wydaje, że najbardziej zaangażowani w szukaniu pracy dla katechetów, oczywiście poza szkołą, powinni być ci, którzy do tej szkoły ich zesłali. To jest, przepraszam, wysłali.

również na aristoskr.wordpress.com


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!