Ta wyprawa do Ukrainy była jedną z najbardziej poruszających. Zaczęła się w Melle w Dolnej Saksonii. Tamtejsza pani burmistrz po raz kolejny zgodziła się przekazać Ukrainie samochód straży pożarnej, a rada wiejskiej gminy Boczeczky położonej niedaleko Konotopu w obwodzie sumskim, tuż przy granicy z ziemiami Moskwy, właśnie zwróciła się do nas z prośbą o pomoc. Na obszarze 33 km2 mieszkańcy gminy mieli do dyspozycji tylko jeden pięćdziesięcioletni wóz strażacki, starego ziła, a zdarzało się, że w okolicy płonęło naraz osiem domów. I tak się szczęśliwie złożyło, że mogliśmy przekazać Boczeczkom wspaniały samochód z Melle.
Mieliśmy też dwa inne istotne zadania. Pisałem już tu kiedyś, że na Zachodnioukraińskim Uniwersytecie Narodowym w Tarnopolu tworzymy przy współpracy z Europejskim Instytutem Prawa (European Law Institute) i wieloma europejskimi wydawnictwami, w tym C.H. Beck Polska i Wolters Kluwer Polska, bibliotekę prawa porównawczego i europejskiego. Teraz dzięki ogromnej pomocy lorda Johna Thomasa oraz International Law Book Facility uzyskaliśmy wspaniałą darowiznę najnowszej angielskiej literatury prawniczej. Była to niemal tona książek, a ponadto prawie tyle samo z polskich wydawnictw. Dzięki wsparciu Agnieszki Szyluk dostaliśmy również sprzęt medyczny, a doktor Robert Schönberg otrzymał leki od niemieckich aptekarzy. Robert i jego syn Konrad prowadzili udane negocjacje z miastem Melle.
W Krakowie zapakowaliśmy książki do samochodu straży pożarnej z Melle oraz do strażackiego busa, który nasza organizacja Pomoc dla Ukrainy, Kraków, Osnabbrück, Tarnopol, uzyskała od gminy Torstedt. Nie było łatwo podołać formalnościom związanym z przekroczeniem granicy. Nie wiem, dlaczego Ukraińcy i Polacy nie mogą stworzyć wspólnego systemu dokumentów. Marzyłaby się służba celna, która po jednej i po drugiej stronie służy obywatelom, a nie traktuje ich jak potencjalnych złoczyńców. W Medyce spędziliśmy na zimnie około ośmiu męczących godzin. Mimo pozorów nowoczesności wciąż panuje tu radzieckość z wszechwładzą urzędników.
Granicę przekroczyliśmy nocą. Na jazdę do Tarnopola było już za późno, zmęczenie dawało się we znaki. Spaliśmy przy granicy w Sądowej Wiszni u naszej znajomej. Stamtąd ruszyliśmy do Tarnopola na wręczenie świadectw uczestnikom programu w języku angielskim poświęconego prawu europejskiemu, a także polskojęzycznego programu Szkoła Prawa Polskiego i Europejskiego, którym od ponad 25 lat kieruje Uniwersytet Jagielloński. W programy te zaangażowanych jest wielu uczonych z Europy. Mimo wciąż trwających ferii studenci stawili się licznie – świetni, spragnieni Europy, zamierzający budować swoją europejską Ukrainę. Mam nadzieję, że Europa o nich nie zapomni i nie zawiedzie ich aspiracji.
W nocy wyły syreny. Na wpół śpiąc, pomyślałem, że przecież jestem w Krakowie, a tutaj nie ma wojny. Na Tarnopol jednak niedawno spadły rakiety. Zginęli znajomi naszych znajomych; wszędzie wyczuwa się ból. Następnego dnia w obecności mediów przekazaliśmy przywiezione książki. Widziałem, jak pani prorektor cieszy się z nowo otwartych możliwości pracy naukowej. Nasz zapakowany książkami samochód straży pożarnej stał się symbolem nadziei na dobrą przyszłość.
Nazajutrz ruszyliśmy w długą drogę na wschód, która wiodła przez Krzemieniec. Pracujemy tam nad upamiętnieniem Timka Padury. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz odwiedzę to piękne miasteczko, świadka naszej wspólnej historii. O dziewiątej rano wraz z burmistrzem i członkami zarządu gminy wyszliśmy na ulicę: w całej Ukrainie jest to chwila żałoby. Potem odwiedziliśmy miejsce pamięci. W każdej ukraińskiej miejscowości przybywa portretów poległych – kolegów, sąsiadów. Trudno opisać związany z tym smutek i żal. Przekazaliśmy szpitalowi niewielki transport medyczny i pojechaliśmy dalej.
Przy porządnej kijowskiej autostradzie obok czystych, zadbanych stacji benzynowych trafiały się stacje wypalone, ze szczątkami samochodów. Po drodze widzieliśmy wiele paradoksów: pulsujące szyldy reklamowe, a tuż obok ślady wojny. Przejechaliśmy przez Dniepr w Kijowie. Stolica Ukrainy zachwyca swoim ogromem, choć widać blizny ataków. Miasto doświadczyło ich także zaraz po naszym powrocie do Polski.
Późnym wieczorem dotarliśmy do Konotopu. Wcześniej minęliśmy Baturyn, kozacką stolicę, która w 1709 roku została zmasakrowana przez Moskwę. Pod Konotopem czekała już policja, żeby nas poprowadzić na miejsce noclegu. Nasi gospodarze mówili po ukraińsku. Widać było wyraźnie, że jesteśmy na terenie, który przez kilka dni w XVII wieku był stolicą kozackiej Ukrainy: wszędzie tu wyczuwa się niezłomnego ukraińskiego ducha. Mniej więcej 30 kilometrów stamtąd przebiega granica z Moskwą. Niedaleko przepływa rzeka Sejm, która swój początek bierze w okolicach Kurska. Kiedyś była kryształowo czysta, teraz Moskale spuszczają do niej wszystkie nieczystości. Ekologiczna agresja to jedna ze moskiewskich strategii niszczenia wolnej Ukrainy. Spaliśmy wszyscy głębokim snem nad pięknym stawem wśród sosnowego lasu. Jadłem tam najlepszą soliankę w życiu. Wojna, choć bardzo bliska, była jakby nieobecna.
W kolejnym, kulminacyjnym dniu naszej wyprawy podjechaliśmy pod zadbany budynek rady gminy Boczeczky, gdzie czekał na nas wójt z urzędnikami, w tym panią Iryną, niezwykle zaradną organizatorką naszego wyjazdu, a także mieszkańcy i śliczna dziewczyna w regionalnym stroju z wielkim bochnem chleba. Obok stał stary ził, który pędził do pożarów przez ostatnie 50 lat. Nasz samochód straży pożarnej pochodził jakby z zupełnie innej epoki. Nie da się opisać radości tamtejszego strażaka z trzydziestoletnim doświadczeniem, który z dumą przejął nowy wóz.
Po powitaniu zwiedziliśmy gminę. Nie chcieliśmy oglądać zniszczeń, interesowała nas przyszłość. Zobaczyliśmy więc dobrze zarządzaną przychodnię. Byliśmy u miejscowego farmera, głównego podatnika gminy, we wzorowym gospodarstwie rolnym zatrudniającym 250 osób. Właściciel, starszy pan, ma ponad tysiąc krów, kilkaset danieli, utrzymuje też małe muzeum pojazdów. W tych trudnych czasach tworzy się tu gospodarcza podstawa przyszłości Ukrainy. Odwiedziliśmy również szkołę w starym pałacu książąt Lwowych: wspaniałe zadbane sale lekcyjne, a pod ziemią zawilgocony schron, w którym często trzeba prowadzić zajęcia. W salach były flagi Unii. To najbardziej wysunięta na wschód placówka, gdzie dzieci uczą się europejskich wartości. Na korytarzu widzieliśmy zdjęcia 23-letniego absolwenta, który zginął za Ukrainę i za Europę: młode życie bestialsko przerwane przez najeźdźczych bandytów. Byliśmy też w miejscu pamięci. Każdy polityk europejski, który wstrzymywał pomoc dla Ukrainy, przyczynił się do rosnącej liczby wystawionych tam portretów poległych żołnierzy. Na koniec trzeba było się pożegnać z tymi gościnnymi, serdecznymi ludźmi, którzy cieszyli się tak bardzo, że ktoś o nich pamięta. Chciałbym po wojnie przyjechać tam na wakacje.
Przez cały czas towarzyszył nam w drodze ukraiński oficer Rusłan, a z jego opowieści można by ułożyć książkę. Dojechaliśmy do Lwowa, do mojego ukochanego hotelu Maestral, gdzie czekali na nas przyjaciele. Niedawno w pobliżu uderzyły rakiety. Zniszczono domy, wyleciały okna. Trochę dalej zginęła rodzina. Dzieci się boją. Mieszkańcy Ukrainy trwają jednak niezłomnie. Potwornie zmęczeni wojną, ale nieugięci.
Podróż ta pokazała raz jeszcze, jak bardzo udała się reforma ukraińskiego samorządu. Wszędzie spotykaliśmy samorządowców oddanych swoim małym ojczyznom. Mam nadzieję, że także dzięki Wam będziemy mogli nadal wspierać Ukrainę, kraj nam tak bliski. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w Samborze, żeby jeszcze przez chwilę odetchnąć Ukrainą. Granicę przekroczyliśmy sprawnie. Tak minął bardzo intensywny tydzień. Wiktor i ja zostaliśmy w Krakowie, a Olafa i Roberta czekała jeszcze długa droga do Niemiec.
Prosimy Was o pomoc. Trwa zbiórka KOD. Pieniądze można też wpłacać na konto Fundacji Kongresu Katoliczek i Katolików, z dopiskiem „Ukraina”, a w Niemczech na konto stowarzyszenia Ukrainer-Hilfe Osnabrück – Krakau – Ternopil e.V. (gemeinnützig)
Wesprzyj Ukrainę poprzez Fundację na rzecz Kongresu Katoliczek i Katolików (wpłaty z dopiskiem „Ukraina”) |
Wspieramy walczących w Ukrainie |
Wpłaty w euro można dokonywać bezpośrednio na konto stowarzyszenia Ukrainer-Hilfe Osnabrück – Krakau – Ternopil e.V. (gemeinnützig):
Sparkasse Osnabrück, IBAN DE322655 0105 1552 2824 67, BIC NOLADE22XXX.
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.