Nasza strefa. Klimatyczna. Felieton Adama Jaśkowa (196)

Nasza strefa. Klimatyczna. Felieton Adama Jaśkowa (196)

Strefa ma objąć niemal cały obszar Krakowa z wyłączeniem fragmentu ul. Wielickiej z dojazdem do zespołu szpitali w Prokocimiu, ul. Zakopiańskiej do obwodnicy autostradowej oraz al. 29 listopada do parkingu Górka Narodowa. Poza strefą zostałyby też tereny Nowej Huty na zewnątrz drogi S7. W ten sposób uniemożliwiono by przyjeżdżającym do Krakowa korzystanie z parkingów P&R, przynajmniej tych na południu miasta (na północy zresztą oprócz Górki Narodowej jest tylko jeden, Krowodrza Górka). Nie można by dojechać ani do Czerwonych Maków, ani do Kurdwanowa, ani do Bieżanowa, a tym bardziej do Małego Płaszowa. Kraków stałby miastem zamkniętym, szykanującym mieszkańców reszty województwa i pobierającym od nich haracz w postaci opłat za wjazd do strefy.

Taki mamy klimat, jaki mamy. Mamy w Krakowie klimat kulturalny, poczucie wyższości, bo nasi przodkowie mieszkali w stolicy Polski. A nawet jak nie nasi przodkowie, to na pewno ludzie, którzy mieli nasze poczucie wyższości. A kto wie, może mieli i nasze kompleksy? Oczywiście nie wiedzieli, że je mają (dawno temu), bo nie nazywały się kompleksami.

Teraz mamy nieco lepszy mikroklimat. Tu możemy mieć poczucie dumy i ograniczonego zadowolenia z działań władz (aktualnie już byłych), które uporały się niemal całkowicie z problem palenisk na węgiel. W ramach Programu Ograniczenia Niskiej Emisji zakładano, że z funduszy publicznych zostaną pokryte wszystkie koszty likwidacji paleniska i montażu nowego systemu grzewczego. Dodatkowo osoby o niskich dochodach mogły liczyć na wyrównanie różnicy pomiędzy kosztami ogrzewania węglowego a kosztami ogrzewania w nowym, ekologicznym systemie. Kraków jest jedynym miastem w Polsce, a chyba nawet jedyną miejscowością, której udało się rozwiązać ten problem. Recepta jest prosta: obowiązek połączony z pełnym zwrotem kosztów.

Dlaczego to przypominam? Bo trwają konsultacje w sprawie Strefy Czystego Transportu. Projekt zakłada, że nowa strefa obejmie niemal całe miasto poza terenami na wschód od drogi ekspresowej S7, czyli rejonu kombinatu nowohuckiego. Wyłączone będą kluczowe łączniki do obwodnicy autostradowej. W nowym projekcie zaproponowano również opłaty emisyjne, po których wykupieniu będzie można wjechać do strefy nawet pojazdem niespełniającym jej wymogów. Proponowane stawki to dwa i pół złotego za godzinę lub abonamentowe: 20 złotych za dzień i 500 złotych za miesiąc.

Projekt wzbudza mnóstwo emocji i jest drugim podejściem do ustalenia strefy. Wyznaczenie takich obszarów ekologicznego transportu, a w zasadzie transportu spełniającego podwyższone normy dotyczące emisji CO2, stało się obowiązkiem wynikającym z KPO.

Problemy są dwa, a przynajmniej dwa wydają się najważniejsze. Jeden to niechęć mieszkańców do wymiany samochodów na nieco młodsze i spełniające ustalone normy, czyli co najmniej Euro3 w przypadku aut benzynowych i LPG, a w przypadku diesli normy co najmniej Euro5. Wyraźnie rzuca się w oczy nierówne traktowanie właścicieli aut benzynowych i diesli. Jedni będą mogli jeździć autami ponad 20-letnim, drudzy zaledwie 10-letnimi. Obowiązek taki dla mieszkańców miasta wszedłby dopiero od 2030 roku, co umożliwiałoby właścicielom „benzyniaków” ubieganie się dla swoich maszyn o status pojazdu zabytkowego. Może kompromisem byłoby przyjęcie dla wszystkich pojazdów granicznej normy EURO 4? Co prawda, mogłoby to uspokoić nieco właścicieli niespełna 15-letnich diesli, ale oburzyłoby użytkowników „pełnoletnich” benzyniaków.

Drugi problem dotyczy dostępności miasta. Strefa ma objąć niemal cały jego obszar z wyłączeniem fragmentu ul. Wielickiej z dojazdem do zespołu szpitali w Prokocimiu, ul. Zakopiańskiej do obwodnicy autostradowej oraz al. 29 listopada do parkingu Górka Narodowa. Poza strefą zostałyby też tereny Nowej Huty na zewnątrz drogi S7. W ten sposób uniemożliwiono by przyjeżdżającym do Krakowa korzystanie z parkingów P&R, przynajmniej tych na południu miasta (na północy zresztą oprócz Górki Narodowej jest tylko jeden, Krowodrza Górka). Nie można by dojechać ani do Czerwonych Maków, ani do Kurdwanowa, ani do Bieżanowa, a tym bardziej do Małego Płaszowa. Kraków stałby miastem zamkniętym, szykanującym mieszkańców reszty województwa i pobierającym od nich haracz w postaci opłat za wjazd do strefy. Sprawiedliwe byłoby przesunięcie granic strefy do parkingów P&R lub przynajmniej umożliwienie dojazdu do nich, czyli wyłączenie ze strefy ulic dojazdowych do parkingów.

Data wejścia w życie przepisów o strefie, 1 lipca 2025, wydaje się nierealna. Najwcześniejsza z możliwych to prawdopodobnie dopiero 1 stycznia 2026. Do tego czasu należałoby przygotować plan rozwoju transportu publicznego dla aglomeracji, tak by przynajmniej w tym samym terminie uruchomić dodatkowe połączenia autobusowe i kolejowe. To oczywiście wymagałoby współpracy z gminami i powiatami ościennymi oraz samorządem wojewódzkim – a także odrobiny perspektywicznego myślenia u zarządzających jednostkami samorządu. Może też warto rozważyć drobne zachęty dla tych, którzy wyrejestrują samochody niespełniające norm strefy, na przykład bezpłatne przejazdy komunikacją publiczną przez trzy lata, a może i pięć.

I na koniec drobna złośliwość. O ile jestem w stanie zrozumieć, dlaczego z wymogów strefy miałyby przez trzy lata być zwolnione organizacje non-profit (co jednak wymaga uściślenia, bo nie ma takiej kategorii prawnej, o czym urzędnicy powinni wiedzieć), to ze zdziwieniem zauważyłem podobne ulgi dla kościelnych osób prawnych. Co prawda, niesłusznie się martwię, bo nawet najstarsze krakowskie smoki nie pamiętają księdza w starym samochodzie, ale nawet martwy przywilej pozostaje przywilejem i wiele mówi o stanie umysłu autorów przepisów. Zdaje się, nie wyrośli z wieku ministrantów.

również na aristoskr.wordpress.com


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!