Na początku roku 2025 w Krakowie odbędą się wybory uzupełniające do Senatu. Przypadną na bardzo trudny czas. Zaraz rozpocznie się prezydencka kampania wyborcza. Niedaleko stąd trwa wojna, a wynik polskich wyborów nie jest Moskwie obojętny. Polityka i gospodarka europejska weszły w turbulencje podsycane z zewnątrz. To będzie rok wielkiej geopolityki, być może przesądzający o kształcie Europy.
Polska nie może sobie poradzić ze zniszczeniami, które rządy PiS-u wyrządziły jej instytucjom. Od wyniku wyborów prezydenckich zależy sukces naprawy Rzeczypospolitej. Właśnie w takim kontekście należy patrzeć na wybory do Senatu w Krakowie. Klęska demokratów będzie bardzo niebezpiecznym sygnałem, nadającym dynamikę kampanii prezydenckiej PiS-u w 2025 roku i kandydata tej partii: kandydata niby obywatelskiego spod znaku Wielkiej Niedźwiedzicy. Dlatego w wyścigu o fotel senatora siły demokratyczne (czy pakt senacki jeszcze istnieje?) powinny wystawić polityka ciężkiej wagi. Na razie o nikim takim nie słychać. Krążą plotki o kandydatach mocno lokalnych, którzy chcieliby popróbować sił w centralnej polityce. To bardzo dobrze, że ludzie mają takie ambicje. Problem jednak w tym, że jesteśmy tu, gdzie jesteśmy, i te wybory mają większe niż zazwyczaj znaczenie.
Potraktujmy tę sprawę poważnie. W wyborach uzupełniających głosuje zwykle niewiele osób, a mobilizacja elektoratu może dać spektakularne efekty. I nie jest to czas na eksperymenty. Potrzeba nam kandydata, który jest sprawdzony, który ma charyzmę i autorytet. Są tacy w Krakowie. Nie zepsujmy tych wyborów, bo wpadniemy w korkociąg. A cena może być zbyt wysoka.
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.