Michaił Sałtykow-Szczedrin, rosyjski pisarz, ale też carski urzędnik z XIX wieku, pozytywista i wnikliwy obserwator rosyjskiej prowincji, jest autorem często przywoływanej maksymy: „Kiedy zaczynają dużo mówić o patriotyzmie, Bogu, honorze i ojczyźnie, to na pewno znowu coś ukradli”. Konstatacja ta może dotyczyć każdego nacjonalizmu. Jakoś łatwo przychodzi nacjonalistycznym reżimom chronienie „prawdziwych patriotów” przed kontrolą i krytyką, tak jakby wobec nacjonalizmu wszelkie inne cnoty bladły i przestawały być istotne. Możemy się domyślać, co by Szczedrin sądził o dzisiejszej Rosji. A co powiedziałby o Polsce?
Popularna jest opinia, że nacjonalizm to dziecięca choroba demokracji. Jest w tym dużo prawdy, bo faktycznie nacjonalizm jest zastępczą legitymizacją władzy, wraz z odrzuceniem koncepcji władzy ludu jako zbyt ryzykownej. Zaczęło się to od Napoleona – cesarza Francuzów, bo Francuzek jakby nieco mniej, co wyraźnie dało się dostrzec w Kodeksie Napoleona.
A potem już poszło. Narodowość czy też przynależność narodowa, podobnie jak nacjonalizm, są szczególnego rodzaju reliktem kulturowym. Tak mówi Benedict Anderson i ja się z nim zgadzam. Narody wyobrażane są jako wspólnoty ograniczone, ponieważ nawet największa wspólnota zamieszkująca choćby największe terytorium musi zawsze pozostać ograniczona ze względu na granice geograficzne i na przeświadczenie członków wspólnoty o swojej przynależności do danego miejsca. Nacjonalizm to z kolei pogląd ludzi ograniczonych – ograniczonych nie tylko w sensie horyzontu zwężonego do własnego narodu, ale też ograniczonych w postrzeganiu rzeczywistości.
W kulturze nowożytnej najważniejszymi elementami symboliki narodowej są groby nieznanych żołnierzy. Martwi bohaterowie są ważniejsi niż żywi, żywi zaś mają obowiązek w razie konieczności zostać martwymi bohaterami. Jak wyjaśnia Anderson, skoro wyobrażenia narodowe dotyczą takich właśnie kwestii, świadczy to o ich bliskim pokrewieństwie z wyobrażeniami religijnymi, a to z kolei wskazuje na zakorzenienie nacjonalizmu w śmierci, ostatecznym przeznaczeniu każdego człowieka niezależnie od jego wieku.
Może to tłumaczyć łatwość, z jaką nacjonalizmy łączą się religiami, choć wszystkie religie twierdzą, że są ponadnarodowe. Nacjonaliści zyskują w ten sposób religijne (boskie) namaszczenie i pewność, że głoszą jedyną prawdę, a religie zyskują wyznawców, wpływy, i pieniądze. Tak oto sojusz tronu i ołtarza zostaje zastąpiony sojuszem ołtarza z rózgami liktorskimi, mieczykami Chrobrego, strzałokrzyżami czy ostatecznie z jedną tylko literą: „Ω” bądź „Z”. Nie ma dobrych nacjonalizmów, tak jak nie ma dobrych nacjonalistów.
Michaił Sałtykow-Szczedrin, rosyjski pisarz, ale też carski urzędnik z XIX wieku, pozytywista i wnikliwy obserwator rosyjskiej prowincji, jest autorem często przywoływanej maksymy: „Kiedy zaczynają dużo mówić o patriotyzmie, Bogu, honorze i ojczyźnie, to na pewno znowu coś ukradli”. Konstatacja ta może dotyczyć każdego nacjonalizmu. Jakoś łatwo przychodzi nacjonalistycznym reżimom chronienie „prawdziwych patriotów” przed kontrolą i krytyką, tak jakby wobec nacjonalizmu wszelkie inne cnoty bladły i przestawały być istotne. Możemy się domyślać, co by Szczedrin sądził o dzisiejszej Rosji. A co powiedziałby o Polsce? Może powtórzyłby za Gałczyńskim frazę o pewnym Polaku i Kościuszce?
Mamy do wyboru nacjonalizm lub demokrację. Prawdziwą cywilizację śmierci lub wspólnotę umożliwiającą przeżycie. Przynajmniej dopóki mamy jeszcze wybór.
Wybierzmy życie.
również na aristoskr.wordpress.com
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.