Refleksje prezesa Kaczyńskiego na temat dyktatury nasuwają skojarzenia ze wspomnieniami dobrego wojaka Szwejka z pobytu w domu wariatów. W instytucji tej panowała wolność, o jakiej się socjalistom nie śniło. Można się tam było podawać za Pana Boga, za Przenajświętszą Panienkę, za papieża, angielskiego króla, najjaśniejszego pana czy św. Wacława, choć tego ostatniego ciągle wiązano i pakowano do izolatki.
Właśnie ten fragment mojej ukochanej książki przyszedł mi na myśl, gdy prezes stwierdził o sobie, że jest jak Piłsudski. Owszem, nie powinno się odmawiać prezesowi prawa do podawania się, za kogo zechce. Trzeba natomiast sobie uświadomić, gdzie wszyscy wtedy lądujemy, może tylko nieco jest problem z tą wolnością socjalistów.
Prezes nakreślił również naszą sytuację geopolityczną. Była to analiza na miarę tegoż Szwejka w gospodzie Pod Kielichem. Otóż prezes zamierza walczyć, a zagrożeń jest mnóstwo. Na wschodzie postkomunistyczna lewica napadła na Ukrainę. Na zachodzie atakują nas innego sortu lewicowe zagony oraz Niemcy, brudno wykorzystujący Unię Europejską.
Trzeba jednak zaznaczyć, że podobieństwa między prezesem a Szwejkiem są powierzchowne. Szwejk nie wybierał się podpalić świątyni Artemidy w Efezie jak ten cymbał Herostrates, byle trafić do gazet i czytanek szkolnych. Jarosław Kaczyński przeciwnie.
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.