24.07.2020
Najsmutniejsza w całej sytuacji, w jakiej znalazła się Polska, jest duszność. Ostatnio rozmawiałem z kolegami z kilku uczelni i wiem, że wielu z nich zastanawia się, co dalej. Polska zmienia się znowu w to, czym – jak się wydawało – już przestawała być: w potwornie duszne miejsce. Kampanie przeciwko „ideologiom”, przeciwko różnorodności i praworządności odstraszają ludzi kreatywnych. Jak raportuje najnowsza „Polityka”, dzieci prawicowych polityków chodzą do szkół, w których uczą się otwartości na rozmaite kultury, a potem wyjeżdżają na Zachód i na ogół nie wracają. Moi koledzy też nie są pewni, czy można wciąż jeszcze oddychać pełną piersią w kraju „repolonizacji mediów”, dyscyplinarnego znęcania się nad sędziami, prób eliminowania samorządności, w kraju, w którym prokuratura realizuje polityczne zadania, a niegdyś publiczna telewizja przeobraża się w tubę propagandową rządu, w kraju praktycznie bez Konstytucji, w którym na serio rozważa się wypowiedzenie konwencji stambulskiej o przemocy wobec kobiet, w kraju, w którym minister Gliński przekształca sztukę w polityczne narzędzie wyrażania tego, co miłe dla władzy, a Kościół zatraca swój uniwersalizm, stając się przedziwną sektą teologii narodowej dryfującą poza Kościół powszechny. Ta wszędzie panosząca się duszność zabija wszelką kreatywność. Rząd prowadzi nas w otchłań zapyzienia, czego symbolem jest triumfujący premier, który z dumą ogłasza ograniczenie zasady praworządności. PiS uruchomiło procesy, za które Polska zapłaci niewyobrażalną cenę, a choć rachunki rozkładają się w czasie, nie będą przez to ani trochę mniej bolesne. Te wszystkie kampanie przeciw „krakówkowi” i „warszawce” to w rzeczywistości kampanie przeciw ludziom twórczym. Władza ma szansę odnieść tutaj autentyczny sukces. Ostatni zgasi światło.
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.