Rzeczy polityczne. Felieton Adama Jaśkowa (55)

Rzeczy polityczne. Felieton Adama Jaśkowa (55)

Aby rozwiązać problem, należy go upolitycznić, to znaczy poddać publicznej debacie. Nawet jeśli jest ona ułomna i nie jest prowadzona rzetelnie, może ujawnić rzeczywiste interesy i ich rzeczników. W demokracji nie ma innej drogi.
Spór o aborcję jest sporem politycznym, bo nie chodzi w nim wyłącznie o aborcję, ale o zakres ingerencji państwa w życie człowieka. O suwerenność jednostki w społeczeństwie. O wartość życia człowieka.

Proszę wybaczyć zboczenie zawodowe, ale z czasów moich studiów, dawno temu, utkwił mi w pamięci powtarzany przez wykładowców bon mot: wszystko jest polityką albo nią być może.
Tak mówiono mi w PRL, w której obywatele w zasadzie polityki nie uprawiali – poza tymi, którzy chcieli radykalnej zmiany systemu. Uprawianie polityki było wyłączną rolą Partii, nawet nie całej przecież i nawet nie całego aktywu. Wygląda na to, że wiedza o demokracji była w PRL bardziej powszechna niż na przykład dziś.

W systemie demokratycznym (choćby tylko demokratycznym formalnie) wiele decyzji dotyczących norm społecznych oraz zasad określających dopuszczalne zachowania powstaje na drodze polityczno-prawnych uregulowań. Proces podejmowania decyzji może mieć charakter scentralizowany lub rozproszony, ale stopień regulacji we współczesnych społeczeństwach jest dosyć duży. Polityczne jest więc to, co dotyczy zmiany norm prawnych i społecznych. Polityczne jest podejmowanie decyzji w ramach podziału dóbr i środków. Polityczne jest więc oczywiście określanie kryteriów podziału tych dóbr.

Koncepcja „umowy społecznej” leżąca u podstaw współczesnej demokracji zakłada kształtowanie norm – od konstytucji po decyzję rady dzielnicy wprowadzającej nocną prohibicję – przez społeczny konsensus, którego częścią jest system prawa. Im więcej regulacji, tym więcej polityki. Im bardziej „formalna” i mniej „realna” demokracja, tym więcej sfer życia staje się polityczne.

Skoro wszystko (prawie) jest polityką, oznacza to, że tylko polityka może zmienić życie. Cała koncepcja apolityczności jest ładnie opakowaną bzdurą – wiarą w to, że jeśli czegoś nie nazwie się polityką, przestanie to być polityczne. Problemem Polski nie jest nadmierne upolitycznienie, ale właśnie takie uprawianie polityki, które do udziału w niej ma zniechęcić jak najwięcej osób, uczynić z polityki elitarne zajęcie dla nielicznych, którzy się na niej znają. A przynajmniej mówią, że się znają. A tak naprawdę chcą, by wszyscy uwierzyli, że się znają.

Wszystko, co wpływa na ludzkie decyzje, co ogranicza wybór w ważnych sprawach, jest polityczne i powinno być przedmiotem debaty opartej na wiedzy i potwierdzonych faktach. Dopiero taka szeroka debata może prowadzić do ustalenia normy prawnej i ewentualnej sankcji.

Nie ma i nigdy nie było żadnych praw przyrodzonych i naturalnych. Jeśli nam się wydaje, że coś jest od zawsze, zwykle chodzi o przesąd, bo one utrzymują się najdłużej. Im pełniejsza i dokładniejsza jest nasza wiedza o rzeczywistości, tym silniejsze są podstawy do kwestionowania tradycji i tym bardziej potrzebna jest debata o nowych rozwiązaniach.

Każde wybory są więc polityczne i każde powinna poprzedzać debata nad najważniejszymi problemami do rozwiązania. Próba wypchnięcia jakichś spraw poza pole polityki jest tak naprawdę próbą wypchnięcia ich poza pole debaty publicznej. A to oznacza próbę zachowania status quo i obronę tych, którzy czerpią z niego korzyści.

Im bardziej powierzchowna jest debata publiczna, im większa grupa spraw zostaje wypchnięta poza pole politycznego dyskursu, tym bardziej konserwatywna będzie reprezentacja społeczna wyłoniona w demokratycznych (a jakże) wyborach.

Tak samo działa demokratyczna – i równościowa w intencji – taktyka odpolitycznienia, odpartyjnienia protestów. Z jednej strony nie wymaga ona od polityków i ich partii jednoznacznego określenia się, z drugiej osłabia ostrze politycznego sporu.

Aby więc rozwiązać problem, należy go upolitycznić, to znaczy poddać publicznej debacie. Nawet jeśli jest ona ułomna i nie jest prowadzona rzetelnie, może ujawnić rzeczywiste interesy i ich rzeczników. W demokracji nie ma innej drogi.

Spór o aborcję jest sporem politycznym, bo nie chodzi w nim wyłącznie o aborcję, ale o zakres ingerencji państwa w życie człowieka. O suwerenność jednostki w społeczeństwie. O wartość życia człowieka.

Jak każdy spór, spór o aborcję zaczyna się od opisu rzeczywistości – w tym wypadku opisu człowieka i człowieczeństwa. Od samego początku mamy dwie narracje: jedną opartą na doświadczeniu, badaniach i wiedzy naukowej o człowieku, drugą ignorującą tę wiedzę, odwołującą się do arbitralnych rozstrzygnięć wywiedzionych z religijnych przekonań. O ile jednak dopasowywanie własnych postępków do przekonań nie jest sprawą polityczną, o tyle próby narzucania swoich przekonań innym to już (nie)czysta polityka.

Kolejny element (nie)czystej polityki uprawianej w złej wierze to próba zagwarantowanie sobie dominacji w życiu osobistym za pomocą obowiązującego wszystkich prawa. Jest to przecież jeden z celów: dominacja nad partnerką przy użyciu przemocy prawnej. Szczytem tej dominacji jest nielegalna aborcja, do której człowiek władzy doprowadza swoją partnerkę – oczywiście, w trosce o nią, o jej zdrowie. Niemal z miłości. Własnej. Ale by decydować o losie „swojej kobiety”, musi decydować o losie wszystkich kobiet.

To jest niejako klasyczny przypadek (nie)czystej polityki.

Nic, za co grozi sankcja karna, za co grozi więzienie, nie jest poza polityką. Jest polityką w swojej najczystszej z nieczystych postaci.

Spór o kodeks pracy jest sporem politycznym. Spór o płace w służbie zdrowia jest sporem politycznym. Spór o wiek emerytalny jest sporem politycznym. Spór o kształt szkolnictwa wyższego jest sporem politycznym. Tak więc w demokracji wszystko jest polityką – albo jest poza sporem. A jeśli nie ma sporów i dyskursu, nie ma też demokracji.

A konkordat należy oczywiście wypowiedzieć.

również na aristoskr.wordpress.com


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!