Od podstaw. Felieton Joanny Hańderek (37)

Od podstaw. Felieton Joanny Hańderek (37)

Ostatnie wydarzenia na Uniwersytecie Pedagogicznym pokazują, że rządzący podchodzą w sposób przemyślany do odbierania nam swobód obywatelskich. Kto ma naukę, ten ma władzę. W moim felietonie piszę o upolitycznianiu nauki i przejmowaniu uniwersytetów, a przez to prowadzeniu długofalowej polityki pozbawiającej nas wolności, narzucającej nam narracje i ideologie, które będą kształtować wiernych wyborców.

Od czasów Akademii Platona, Liceum Arystotelesa i ogrodów Epikura uniwersytet daje nam coś więcej niż samą naukę. W szkołach od zawsze dzieje się coś niezwykłego. Pod funkcjonującym od wieków pojęciem „paideia” kryje się nie tylko przekazywanie wiedzy, ale też kształtowanie naszej egzystencji, wpływanie na naszą świadomość, uczenie myślenia, wartości i postaw społecznych. To, kim jesteśmy, określa nasza wiedza.

Wielu filozofów dwudziestego wieku wykazało jasno, że nauka to również władza. Kto ma dostęp do nauki, kto może ją kontrolować, modelować, zarządzać nią, ten ma władzę. Sposób, w jaki przedstawiamy wiedzę młodym pokoleniom, będzie wpływał na ich życie, kształtował ich poglądy. Wystarczy przemilczeć wkład kobiet w tworzenie kultury, a już ludzie z tak niepełnym wykształceniem będę odczuwać rezerwę wobec zdolności sprawczych płci, którą dla podkreślenia jej braków nazwie się „słabszą”. Wystarczy usunąć pewne teksty z listy szkolnych zadań i już będziemy mieć okrojony wgląd w historię, rozwój kultury i naszej tożsamości. Wystarczy nie powiedzieć, że wśród lektur szkolnych znajdują się książki autorów lub autorek wyznania mojżeszowego, i już Żydzi znikną z pejzażu kultury. Wystarczy nic nie mówić o homoseksualistach, biseksualistach, wystarczy milczeć o historii świata lub przedstawiać ją wybiórczo. Te proste triki to kastracja nauki, wycinanie i zaciemnianie obrazu. To manipulacja, jak wyrywanie zdań z kontekstu.

W naszym kraju ten proces przejmowania nauki już trwa. Po szkołach przyszedł czas na uniwersytety. Lista czasopism punktowanych, które mają pomóc w weryfikacji dorobku naukowego, pomija wiele pism o kulturowym czy interdyscyplinarnym charakterze. Wszystko zostało skategoryzowane i ponumerowane, naukowcy i naukowczynie mają pisać w punktowo-grantowym reżimie, dostosować się do wymagań zarysowanych przez ministerstwo. Szaleństwo spełniania kryteriów, brak szans na awans czy pozostanie na uczelni dla tych, którzy nie mieszczą się w schemacie odpowiednich czasopism, wydawnictw, punktów i grantów – a wszystko to w dyktaturze ministerstwa. Schemat rządzi i zabiera wolność tak istotną dla rozwoju nauki, myślenia i kształtowania się świadomości młodych ludzi. W zasadzie tej wolności już nie ma.

Aktualnie możemy obserwować czystki prowadzone na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie. Zwalniani ludzie poddawani są presji ideologii i ministerialnych wytycznych. Kto nie współpracuje, ten nie jest z nami. Niech inne uczelnie, inni naukowcy i naukowczynie zaczną się bać, niech wiedzą, jak to wygląda, niech nawet nie protestują, niech nawet nie myślą, tylko za wszelką cenę starają się wpisać w ministerialne zarządzenia. Na gender studies, LGBT studies, feminizm, ekologię, ekoetykę, nauki o klimacie, nauki o kulturze spadło dziwne odium tego, co „ideologiczne”. Najlepiej w ogóle wykreślić te kierunki z programu studiów.

Kto ma naukę, ten ma władzę. Kto zarządza uczelniami, ten może narzucić nam dyskurs i myślenie. Nie bez przyczyny największym powodzeniem cieszą się w ministerialnych wytycznych publikacje obcojęzyczne. Jeśli naukowcy i naukowczynie nie wypracują nam języka i pojęć dotyczących spraw aktualnych, nasze społeczeństwo nie będzie miało odpowiednich narracji, by opisać rzeczywistość, a wtedy wiele problemów współczesności nie zostanie zauważonych. Nie jestem przeciwniczką wypowiadania się w języku angielskim czy w innych językach obcych. Uważam, że to bardzo ważny aspekt działalności naukowej, dzięki któremu możemy konfrontować swoje badania z osiągnięciami naukowczyń i naukowców z całego świata. Równie ważne jest jednak pisanie w języku polskim, tak by rozwijać w naszym społeczeństwie świadomość problemów, z jakimi przyszło nam się współcześnie zmagać. Ministerialne waloryzacje wskazujące na wyższość anglojęzycznych publikacji tworzą niebezpieczny precedens. Zablokowanie rozwoju nauki, ograniczanie jej języka, podporządkowywanie uczelni ideologii to budowanie społecznej inercji. W PiS‑ie najwyraźniej dobrze wiedzą, że rewolucja kulturowa, społeczna i polityczna w 1968 roku zaczęła się od uniwersyteckich kampusów. Odrobili tę lekcję historii. Dlatego przejęcie uniwersytetów jest ich priorytetem, czystki na UP jasno to pokazują. Tam gdzie wykładowcy czują strach, gdzie nie ma wolności nauki i języka, tam nie ma wolnego społeczeństwa. Pozostaje cisza.


Felieton jest wyrazem opinii autorki. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!