Człowiek nieWolności. Felieton Marcina Nowaka (26)

Człowiek nieWolności. Felieton Marcina Nowaka (26)

Z punktu widzenia prawicowej narracji porównywanie kariery Daniela Obajtka do szarży Napoleona pod Somosierrą, w wyniku której Hiszpanom odebrano wolność, jest – delikatnie mówiąc – niefortunne.

Napoleon Bonaparte w polskiej świadomości zajmuje stosunkowo ważne miejsce i zwykle kojarzony jest pozytywnie – głównie dlatego, że Polki i Polacy wiązali z nim nadzieje na odzyskanie utraconej niepodległości. Bonaparte przeciwstawiał się trzem mocarstwom, które dokonały rozbioru Polski, a w zamian za lojalność Polaków utworzył Księstwo Warszawskie, nominalnie niepodległe, faktycznie zaś stanowiące integralną część cesarstwa francuskiego.

Pozytywny obraz Napoleona zawdzięczamy także słynnemu zdaniu: Laissez faire aux Polonais. Napoleon wypowiedział je podczas kampanii hiszpańskiej, a właściwie próby przedostania się przez wąskie wąwozy Sierra de Guadarrama do Madrytu. Szarża nieświadomych niebezpieczeństwa Polaków okazała się sukcesem, a Bonaparte bez przeszkód kontynuował swój marsz na Madryt. Zachwyt nad geniuszem wodza streszcza się w słowach naszego hymnu: „Dał nam przykład Bonaparte, jak zwyciężać mamy”.

Bazując na tym cząstkowym obrazie, Marcin Warchoł zabłysnął kwiecistym porównaniem w trakcie gali wręczenia nagrody Człowiek Wolności 2020. Jak czytamy na portalu wPolityce, Warchoł porównał laureata tej nagrody, prezesa Daniela Obajtka, do polskich żołnierzy wykonujących rozkazy obcego wodza, Napoleona Bonaparte właśnie: „Napoleon Bonaparte mówił, że dla Polaków nie ma rzeczy niemożliwych, jakby znał pana prezesa Obajtka. Szarża Daniela Obajtka w polskim biznesie, jak ta pod Somosierrą, do której odnosił się Napoleon, budzi podziw”.

Nabierzmy jednak dystansu i popatrzmy na tę sytuację szerzej. Wyrażenie laisser faire może oznaczać „zezwolić, pozwolić”, ale też „odpuścić sobie”. Zakłada zaniechanie działania przez mówiącego w imieniu własnym lub grupy, a przyczyna tego zachowania jest nieistotna. Dla większości polskich uczestników szarża na przełęcz Somosierra była pierwszą w ich życiu prawdziwą bitwą. Kiedy więc generał Montbrun, doświadczony kawalerzysta, oraz marszałek Berthier, szef sztabu armii, stwierdzili, że atak wprost na armaty jest niemożliwy, zniecierpliwiony Bonaparte wykrzyknął: Laissez faire aux Polonais! Zagrał taktycznie – odpuścił sobie, zachował wyszkolonych i doświadczonych żołnierzy, a wysłał do walki „mięso armatnie”. Samą przełęcz zdobyła zresztą tylko garstka szarżujących. Dla wielu Polaków bitwa ta była pierwszą i ostatnią. Co więcej, nigdzie nie ma wzmianki o tym, że ów pomysł wyszedł od naszych rodaków, którzy koniecznie chcieli pokazać swoją determinację i lojalność wobec cesarza. Atak był częścią planów strategicznych samego wodza, który zdecydował, że tą właśnie drogą należy się przedostać do stolicy Hiszpanii. Aby to osiągnąć, był gotowy zrobić wszystko, nawet poświęcić oddziały polskie. Polacy nie mieli wyboru. Gdyby zaś szarża zakończyła się niepowodzeniem, stwierdzenie laissez faire można by interpretować zupełnie inaczej, a armia francuska niewiele by straciła. Polacy nie cieszyli się szczególnie dobrą opinią w cesarskich oddziałach.

Warto również się zastanowić nad skutkiem samego zwycięstwa pod Somosierrą. Bonaparte miał otwartą drogę na Madryt i ostatecznie go zdobył, pozbawiając Hiszpanów i Hiszpanki niepodległości.
Czy wyraz podziwu Napoleona dla szarżujących polskich żołnierzy jest faktycznie powodem do dumy?

Kiedy po raz pierwszy w gronie moich francuskich przyjaciół opowiadałem o Napoleonie i polskiej wdzięczności dla cesarza, słuchali mnie z lekkim zakłopotaniem. Dla nich nie jest to postać pozytywna: imperator wciągający społeczeństwo do walki o dominację nad światem. W kręgach katolickich jest wyraźnie krytykowany za swój udział w rewolucji francuskiej, która jawnie sprzeciwiała się Kościołowi i dążyła do (słusznego z perspektywy historycznej) rozdziału państwa od Kościoła.

Z punktu widzenia prawicowej narracji porównywanie kariery Daniela Obajtka do szarży Napoleona pod Somosierrą, w wyniku której Hiszpanom odebrano wolność, jest zatem – delikatnie mówiąc – niefortunne.

Mieszkam na terenie gminy, w której znajduje się monument upamiętniający bitwę pod Waterloo. Jest to widoczny z daleka ponad czterdziestometrowy kopiec zwieńczony żelazną statuą lwa, który spogląda w stronę Francji. Kiedy śp. mgr Agata Kołodziej opowiadała nam na lekcji historii o epoce napoleońskiej, Waterloo zapadło mi głęboko w pamięć. Nigdy jednak nie przypuszczałem, że trafię do miejsca, gdzie te wydarzenia się rozegrały. Często spaceruję po okolicy, zastanawiając się, czego nas ta historia uczy. Przede wszystkim chyba tego, że każda megalomania upada. Każda próba nastawienia społeczeństw przeciwko sobie jest skazana na klęskę, a trwały pokój zdobywa się dzięki międzynarodowej współpracy.

Polityka i ambicje Napoleona doprowadziły go do klęski, podobnie jak polityka Hitlera, Stalina, Trumpa. Tak też zakończy się polityka Putina, Łukaszenki, Orbana, Erdogana, Kaczyńskiego, Bolsonaro.

Co do jednego trzeba się zgodzić: Polki i Polacy potrafią dokonać niemożliwego. Obalili komunizm, choć wydawał się nie do pokonania, i obalą też autorytarne zapędy pisoprawicowej władzy, z pozoru także niepokonalnej. Polki i Polacy znają swoją wartość – wartość swojej pracy i zaangażowania, i nie potrzebują pochlebstw ani pseudonagród rozdawanych przez stowarzyszenia i media związane z rządzącym obozem. No bo w końcu jak nie my, to kto?


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!