Między edukacją a zdrowiem. Felieton Adama Jaśkowa (235)

Między edukacją a zdrowiem. Felieton Adama Jaśkowa (235)

Urocza klęska przedmiotu szkolnego „edukacja zdrowotna” jest znakomitym symbolem bezradności rządu w obu dziedzinach: i zdrowia, i edukacji. Symptomatyczne jest również to, że obie te dziedziny oraz obydwa resorty znajdują się pod bezpośrednią kontrolą premiera Donalda Tuska. Edukacją próbuje zarządzać Barbara Nowacka, specjalnie delegowana do tego resortu, by nie dostał się pod wpływy lewicy. I to przynajmniej pani minister gwarantuje, administrując arbitralnie wobec urzędu i środowiska, ale pod pełną kontrolą premiera.

Trudno powiedzieć, czy ktokolwiek jest zadowolony z działań resortu – może poza właścicielami szkół prywatnych, które pomimo postępującego niżu demograficznego cieszą się rosnącą popularnością. Jak podał w październiku GUS, niepubliczne (czytaj: prywatne) licea stanowią już ponad 28% ogółu tego typu szkół. Prawie jedną trzecią!

W zasadzie resort z panią ministrą na czele popełnia wszystkie stare błędy i dokłada parę nowych. Mamy utylitarne traktowanie ekspertów, którzy potem protestują, że wcale ekspertyz nie pisali. Zresztą i tak w resorcie chyba ich nikt nie czyta. Resort razem z ministrą, za niemym przyzwoleniem premiera, lekceważy nauczycieli, uczniów, ekspertów i wyborców. Niczego z nikim nie konsultuje. Aktualnie procedowania jest ustawa ratunkowa, dzięki której nauczyciele otrzymają wynagrodzenie za niezrealizowane godziny ponadwymiarowe, jeśli ów brak realizacji wynikał z przyczyn od nauczyciela niezależnych. Stało się to dopiero po nagłośnieniu przez media solidarnościowych akcji nauczycieli, które polegały na rezygnacji ze wszystkich form zajęć realizowanych poza szkołami. Problem był na tyle poważny, że sprzeciwu wobec projektu nie przewidują ani PiS, ani prezydent.

Szkoły publiczne zmagają się z brakiem nauczycieli, niedofinansowaniem, przepełnionymi klasami. Organy prowadzące „radzą sobie”, podpisując z nauczycielami dziesięciomiesięczne kontrakty, opłacając dodatki i godziny nadliczbowe, byle tabelki się zgadzały. To oczywiście musi osłabiać proces nauczania. Planowy (bądź nie) chaos wywoływany przez resort tylko pogarsza sprawę. A za wisienki (lekko zgniłe) na torcie może robić Centralna Komisja Egzaminacyjna, odziedziczona przez ministrę Nowacką po (super)ministrze Czarnku, która pracuje w niemal niezmienionym składzie i w niezmieniony sposób.

Równie stare problemy ma opieka zdrowotna. Chroniczne niedofinansowanie, kłopoty z dostępem do specjalistycznego leczenia, całkowita zapaść psychiatrii i rozwarstwienie płacowe pogłębiane przez niedobór specjalistów. Pomysłów na rozwiązanie ministerstwo nie ma żadnych ani pod starym, ani pod nowym kierownictwem. Trzeba jednak przyznać, że koncepcja odgórnego ograniczenia wynagrodzeń lekarskich była intrygująca i ciekawa, zwłaszcza gdyby rozciągnąć ją na wszystkie profesje, z prezesami banków włącznie. Niestety, resort wycofał się z tego pomysłu, zanim zaczęto o nim poważnie dyskutować. Wrócono do starych metod, łatania dziur i przelewania z pustego w próżne. Sytuację mogłoby odrobinę zmienić zwiększenie podatków – no nie, broń boże i premierze, nie osobistych, ale tych akcyzowych, za towary odpowiedzialne za nałogi i choroby Polaków. Lewica proponuje wzrost akcyzy na wyroby tytoniowe i alkoholowe. Producenci wyrobów tytoniowych i browary podnoszą lament i straszą sektorowym bezrobociem, jakby produkcja używek była podstawą dobrobytu kraju.

Załamanie systemu wisi nad naszymi głowami niemal jak widmo wyborów nad premierem. Tyle że premier wyląduje sobie spokojnie na emeryturze, a pacjenci jak zwykle z rękami w basenie.

Również na aristoskr.wordpress.com


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!