„Biskup to ma klawe życie” – śpiewał kiedyś Tadeusz Chyła. A może chodziło o cesarza? Moim zdaniem Andrzejowi Waligórskiemu wyszedł tekst ponadczasowy, a na pewno ponadwrocławski. Krakowski prawie. Cesarsko-królewsko-biskupi. Jak nasze miasto.
Mamy to szczęście w Krakowie, że żyjemy w najświętszym mieście, chodzimy po uświęconych brukach i kostkach. Mamy ulice (place, mosty) dwóch papieży, jednego prymasa, dwóch kardynałów, siedmiu biskupów, jednego prałata (Kordeckiego), 31 księży, trzech ojców (zakonnych), 30 świętych oraz paru błogosławionych. Dodajmy do tego kilkanaście ulic zakonnych i jeden plac Świętego Ducha, nazwany tak od zakonu duchaków albo i samego ducha. Jest też ulica Niepokalanego Poczęcia, Dobrego Pasterza i Zmartwychwstania Pańskiego. Jest Parafialna, Klasztorna i Biskupia. Jeśli pominąłem w liczeniu jakiegoś świętego czy biskupa, bardzo przepraszam.
Mamy też ulice prezydentów (Krakowa), paru noblistów i generałów, trochę artystów i artystek, niewielu uczonych i jeden skwer Praw Kobiet.
Oczywiście, zostało jeszcze wśród patronów paru niedobitków socjalizmu, takich jak Daszyński, Limanowski i Broniewski, czy przyzwoici demokraci tacy jak Narutowicz. Została Aleja Pokoju , bo o aleje łatwiej niż o pokój…
Ostała się też ulica Dworcowa, bo wbrew temu, co wymyślił Adam Kalita, jeden z radnych PiS-u, jej patronem okazał się nie tyle znany (przynajmniej radnemu) rosyjski pisarz komunista Dworcow, ile pospolity i niezbyt okazały dworzec Kraków Płaszów.
To głęboko ludzkie, a nawet zwierzęce oznaczanie terytorium przez jego posiadaczy mogłoby wskazywać, że Kraków należy do katolików, a w zasadzie do Kościoła, bo wszystko, co należy do katolików, należy do boga, czyli do Kościoła. Niektórzy sugerują, że nawet to, co nie należy (chwilowo?) do kościoła, i tak należy do boga. To zresztą poniekąd logiczne.
Nie chcąc zbyt często zmieniać nazw ulic, władze Krakowa nadają od jakiegoś czasu patronów skwerom. Nawet małym. Wyjątek to plac Wielkiej Armii Napoleona.
Nie tak całkiem dawno skwer przy ul. Retoryka otrzymał nazwę „Praw Kobiet”. Projekt podzielił radę, której część uznała, że kobiety mają już wszystkie prawa, więc po co im jeszcze skwer. Wnioskodawczyni, radna Małgorzata Jantos, argumentowała wtedy (w 2021 roku), że skwer ma upamiętniać nadanie kobietom praw politycznych, w tym wyborczych. W sumie bardziej by się do tego nadawał park Szymborskiej, założony w miejscu, gdzie zbierała się manifestacja polskich sufrażystek w 1918 roku. „Park Praw Kobiet im. Szymborskiej” – to nawet by do siebie pasowało. Ale padło na skwer, nie byle jaki, bo przed krakowską siedzibą PiS-u. To pasowało ówczesnej opozycji, ale nie pisowało – pardon, nie pasowało – PiS-owi. Sprawa wróciła jak bumerang przed drugą turą wyborów prezydenta Krakowa. Jak mianowicie stwierdził Łukasz Gibała, gdyby on, Gibała, wiedział, że to „prowokacja” wobec PiS-u, to by tej inicjatywy nie poparł. W sumie możliwe, że w roku 2021 radny Gibała nie był zorientowany, gdzie się mieści siedziba PiS-u. Zorientował się jednak już w kwietniu 2024, gdy przed drugą turą wyborów uzyskał poparcie PiS-u dla swojej kandydatury.
Niestety, nawet w państwie PiS-u reasumpcja nie działa tak daleko wstecz.
Ale niedoszły kandydat miał okazję do rehabilitacji, bo do rady miasta aktualnej kadencji wpłynął wniosek o przydzielenie patrona kolejnemu skwerowi. Tym razem patronem miał być biskup Pieronek. Inicjatywę Bogdana Klicha, senatora i prawdopodobnie przyszłego ambasadora w USA, oraz księdza prof. Roberta Tyrały, rektora uniwersytetu papieskiego, poparł prezydent Krakowa, choć wyręczył się swoim zastępcą. Wnioskodawcy zignorowali podjętą dzień przed sesją rady miasta uchwałę rady dzielnicy I (Stare Miasto), by zaprzestać nadawania patronów skwerom na terenie dzielnicy. Może słusznie. Przyzwyczailiśmy się, że pomniki trzeba czyścić z wyrazów szacunku ze strony gołębi i innego ptactwa. A w przypadku skwerów mogłyby się dołożyć jeszcze nieloty wielu gatunków, w tym niestety ludzkiego. Taki skwer nie jest najlepszym prezentem dla patrona, nawet jeśli to miałby być biskup. A co, gdyby na skwerze biskupim ktoś posadził rewolucyjne goździki albo – nie daj, kardynale – czerwone róże? Z Luksemburga? Projekt upadł, bo nie zyskał poparcia nawet wśród radnych KO, za to wzbudził silny sprzeciw radnych lewicy oraz radnej Aleksandry Owcy, reprezentującej w tej kwestii chyba bardziej Razem niż klub Gibały. Biskup zdecydowanie nie był jej pasterzem.
Kraków nie ma dobrych doświadczeń z placami i skwerami. Kiedy na dzisiejszym placu Św. Ducha wykupionym od zakonu duchaków wybudowano teatr, Matejko śmiertelnie się obraził i dla Krakowa nie namalował już nic, nawet małego portretu biskupa. Jeśli jednak Wysoka Rada zechciałaby urządzić konsultacje w sprawie skweru dla biskupa, to znam jedno miejsce, które nadaje się idealnie. W dodatku nie leży na terenie Dzielnicy I, więc wola rady dzielnicy nie zostałaby zlekceważona. To idealne miejsce znajduje się pomiędzy dawnym Hotelem Cracovia (dziś Muzeum Architektury i Designu) a stadionem Cracovii. Nosi nieoficjalną nazwę „ząb przeoryszy”, choć bardziej pasowałby tu „kieł”. „Skwer Biskupa” zdecydowanie brzmiałby godniej, a i siostry norbertanki może poczułyby się zobowiązane do zadbania o swój kieł – przepraszam, skwer.
Kiedy jedną tabliczkę z napisem „Plac Wszystkich Świętych” zamieniono dawno temu na „Plac Wszystkich Świeckich”, zamieniającemu niemal zagrożono aresztem, a na pewno grzywną. Może chodziło o „wszystkich”, a może o „świeckich”. „Biskup to ma klawe życie” – śpiewał kiedyś Tadeusz Chyła. A może chodziło o cesarza? Moim zdaniem Andrzejowi Waligórskiemu wyszedł tekst ponadczasowy, a na pewno ponadwrocławski. Krakowski prawie. Cesarsko-królewsko-biskupi.
Jak nasze miasto.
również na aristoskr.wordpress.com
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR.