Krakowska awantura. Felieton Joanny Hańderek (132)

Krakowska awantura. Felieton Joanny Hańderek (132)

Nasz nowy prezydent miasta postanowił już na początku odświeżyć Kraków i dać nam bryzę prosto z Sopotu. I tak dmuchnęło, że aż się zaczęło. Skąd ta pani i kto ją wybrał? Lewicowa to czy nie lewicowa wiceprezydentka? A że zadyma jest lewicowa, to w moim felietonie zamierzam poplotkować.

Chcecie się Państwo dowiedzieć, co takiego się stało w Krakowie? Dlaczego mamy wiceprezydentkę z Sopotu? Poplotkujemy?

Demokracja to stan nigdy nie zrealizowany – co do tego nie można mieć wątpliwości. Gdyby demokracja miała w pełni się zrealizować, wówczas wszyscy musielibyśmy mieć świadomość polityczną i chęć angażowania się co najmniej w wybory. Można więc na demokrację spojrzeć nie jak na ustrój polityczny, ale jak na proces – proces, w którym z każdą koalicją, z każdym politycznym rozwiązaniem, założeniem partii czy zgłoszeniem programu politycznego tworzona jest nieustannie demokracja. A skoro demokracja jest procesem, to należy ją traktować jako bardzo delikatną tkankę. Nie jest stabilna, a historia dowiodła, jak bardzo tej stabilności brakuje: niejeden dyktator mniejszy czy większy doszedł do władzy właśnie dzięki demokratycznym, wolnym wyborom.

Polityka to ponoć twarda gra, a o władzę się nie prosi, tylko się ją zdobywa. Wiele razy już słyszałam tę mantrę i niektórzy rzeczywiście tak się zachowują. Rzecz w tym, że to bardzo przemocowe założenie: nie myśli się o innych czy o dobru wspólnym, ale o interesach wybranej grupy czy własnych. W patriarchalnym etosie władzy jako siły taki stan rzeczy można utrzymać. W świecie równości, demokracji, osoba, która powtarza te przemocowe hasła, powinna być politycznie wykluczona. Zdobywcom już dziękujemy, czas na politykę dialogu i negocjacji. I chyba społeczeństwo dojrzewa do takiej właśnie polityki, skoro PiS zostało odsunięte od władzy, a w wyborach do rad miasta wreszcie oddano głos na kobiety.

Rada Miasta Krakowa jest pięknie równościowa, prawie pół na pół. Nieco gorzej wygląda natomiast jej prezydium: trzech wiceprezydentów to panowie, a czwarta to kobieta. Szkoda. Tak jakby nie można było znaleźć dwóch odpowiedzialnych i mądrych kobiet. W rządzie też nie ma równowagi w ministerstwach. Gdy rozejrzymy się dookoła, zobaczymy, że dyrektorek, kierowniczek, dziekanek i rektorek ciągle brak. To oznacza, że dopiero uczymy się ufać kobietom. Jeszcze nie w pełni przyznajemy im prawo do równości, a statystyki pokazują to bezwzględnie.

Nowa pani wiceprezydent Krakowa pojawiła się w aurze skandalu. I nie chodzi tutaj o płeć. Niektórzy z nas, zszokowani, mogą zadawać pytanie: dlaczego osoba z Sopotu? Czy nie ma już w Krakowie żadnych kobiet znających się na edukacji, mieszkalnictwie, z odpowiednim wykształceniem i kwalifikacjami? Co z kobietami pracującymi od lat na rzecz miasta? Żadna się nie nadawała? Jeszcze inni mogą zapytać, dlaczego lewica się oburza, skoro to kandydatka lewicowa. Co znów ci lewicowi wykroili?

Demokracja to bardzo delikatna tkanka, cały czas się przepracowuje i zmienia, dlatego trzeba uważać, by nie łamać praworządności i procedur. Dla mnie jest tu jednak coś więcej, coś o wiele ważniejszego: etyka. I już wiem, już to widzę, łapią się Państwo teraz za głowę: Hańderek, wracaj na uniwersytet, jak zamierzasz truć o etyce. Zostanę jednak przy swoim, bo etyka jest tu szalenie ważna. Gdy o niej zapominamy, uprawiając politykę, szybko może dojść do stadium zepsucia i deprawacji, jakie już nie raz obserwowaliśmy. Ostatnie osiem lat rządów PiS-u, których nie da się inaczej nazwać jak koryto+, było wynikiem cynicznego myślenia, że etyka nikomu do niczego nie jest potrzebna. Kiedy jednak przywraca się praworządność, o etyce trzeba pamiętać. Kłopot z obecną sytuacją w Radzie Miasta Krakowa nie leży w osobie powołanej na stanowisko wiceprezydentki, ale w samej procedurze.

By się ustrzec nieprawości, demokracja powinna się opierać na jasnych procedurach. Kawiarniane rozmowy dobre są dla znajomych, podobnie jak podstolikowe umowy. Jeden pan z drugim panem nie mogą wbrew ustaleniom praworządnie wybranych struktur podejmować decyzji, choćby były dobre. Nawet przy najlepszych intencjach nie wolno pomijać głosu większości czy grupy wyznaczonej do tej konkretnej sprawy. Raz złamane procedury łamią potem całą praworządność. I o to w tym wszystkim chodzi.

Nowa pani wiceprezydentka to mądra osoba z ciekawym dorobkiem i otwartą głową, i nie ona jest winna narosłych kontrowersji. Jestem pewna, że wniesie dużo do naszego miasta. Pozostaje jednak niesmak ze względu na naruszenie podstawowych zasad demokracji. Tu etyka została zawieszona. Panowie znów dogadali się między sobą, wystawiając kobietę jak pionka w grze. Solidarność każe mi być za panią wiceprezydentką, ale lojalność wobec struktur mojej partii każe sprzeciwiać się niepraworządnym praktykom.

Drodzy koledzy, może już pora, żebyście nie traktowali polityki jak własnego folwarku. To PiS przynosiło w teczce swoich kandydatów i urządzało nam miasta, powiaty i wsie. Demokracja polega na tym, że to my obywatele wybieramy i urządzamy sobie rzeczywistość. Jeden pan nie może z drugim panem umawiać się za wszystkich. Czas na politykę z etyką, a nie z przerostem ambicji i chęcią rządzenia za wszelką cenę.


Felieton jest wyrazem opinii autorki. Nie prezentuje stanowiska ZR.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!