Naród i przemoc. Felieton Adama Jaśkowa (107)

Naród i przemoc. Felieton Adama Jaśkowa (107)

Nie istnieje demokracja bez demokratów ani braterstwo bez sióstr i braci. Nie ma demokracji bez równości i sprawiedliwości. Nie ma wolności bez obowiązków. Jeśli jednak ludzi dobrej woli jest więcej, to nie mogą zachować bierności i milczenia. Demokracja nie potrzebuje ofiar, ale wymaga wspólnego działania.

Narodowość czy też przynależność narodowa, podobnie jak nacjonalizm, są szczególnego rodzaju reliktem kulturowym. Tak mówi Benedict Anderson, amerykański historyk i politolog. Narody wyobrażane są jako wspólnoty ograniczone, ponieważ nawet największa wspólnota zamieszkująca choćby największe terytorium musi zawsze pozostać ograniczona ze względu na granice geograficzne i na przeświadczenie członków wspólnoty o swojej przynależności do danego miejsca. Nacjonalizm to z kolei pogląd ludzi ograniczonych – ograniczonych nie tylko w sensie horyzontu zawężonego do własnego narodu, ale też ograniczonych w postrzeganiu rzeczywistości.

W kulturze nowożytnej najważniejszymi elementami symboliki narodowej są groby nieznanych żołnierzy. Martwi bohaterowie są ważniejsi niż żywi, żywi zaś mają obowiązek w razie konieczności zostać martwymi bohaterami. Jak wyjaśnia Anderson, skoro wyobrażenia narodowe dotyczą takich właśnie kwestii, świadczy to o ich bliskim pokrewieństwie z wyobrażeniami religijnymi, a to z kolei wskazuje na zakorzenienie nacjonalizmu w śmierci, ostatecznym przeznaczeniu każdego człowieka niezależnie od jego wieku.

Może to tłumaczyć łatwość, z jaką nacjonalizmy łączą się z religiami, choć wszystkie religie twierdzą, że są ponadnarodowe. Nacjonaliści zyskują w ten sposób religijne (boskie) namaszczenie i pewność, że głoszą jedyną prawdę, a religie zyskują wyznawców, wpływy i pieniądze. Tak oto sojusz tronu i ołtarza zostaje zastąpiony sojuszem ołtarza z rózgami liktorskimi, mieczykami Chrobrego, strzałokrzyżami czy ostatecznie z jedną tylko literą: „Ω” bądź „Z”. Nie ma dobrych nacjonalizmów, tak jak nie ma dobrych nacjonalistów.

Moloch nacjonalizmu nieustannie domaga się ofiar, krwi swojej i obcej. Przelewanie krwi urasta do rangi symbolu stwarzającego naród i szczególną więź między członkiem rzeczywistym narodu a wyobrażoną idealną wspólnotą. Narodowi potrzebna jest przemoc i krew. Jest to odwołanie do pierwotnych wspólnot krwi, tak samo wyobrażonych jak naród i tak samo jak on nieistniejących. Naród potrzebuje ofiar, a ofiarami są zarówno ofiary przemocy uznane za wrogów narodu, jak i ci, którzy tę przemoc zadają, naznaczeni krwią i przemocą.

Nie pierwszą i nie ostatnią ofiarą opętanych nacjonalizmem był Gabriel Narutowicz. Mało kto zrobił tyle co on dla uzyskania niepodległości i powołania do życia państwa polskiego. Narutowicz ma większe prawo do tytułu ojca założyciela republiki niż Dmowski, a na pewno nie mniejsze niż Piłsudski. Sam był pragmatykiem, demokratą, inżynierem. Nieoczekiwanie dla siebie został pierwszym prezydentem Polski. Wybrany został jednak nie głosami „najprawdziwszych” Polaków, a zaledwie zwykłych demokratów, obywateli Polski, którym tego obywatelstwa ci najprawdziwsi z prawdziwych odmawiali. Bo socjaliści, bo Żydzi, Niemcy, Ukraińcy, chłopi czyli pospólstwo. Albo po prostu lud.

Dziś jesteśmy w nieco dziwnej sytuacji. Rządzący chcieli powrotu do przeszłości, udając, że nie było tych stu lat ani w Polsce, ani w Europie, ani w całym ONZ-ecie. Znów wrogami są socjaliści, Żydzi i Niemcy. Eligiusz Niewiadomski przeżyłby małe déjà vu. Do listy wrogów „ojczyzny” doszli jeszcze Francuzi, Holendrzy i wszyscy ci Europejczycy i liberałowie różnej maści.

Zaprawdę prawdziwy Polak patriota musi mieć w sobie bardzo wiele nienawiści, żeby w końcu móc siebie odrobinę pokochać. On też zresztą jest ofiarą tych, którzy dla przyziemnych celów, własnych ambicji i pieniędzy tę nienawiść rozniecają, łącząc ją z polityką – po to, by grzać się w cieple swojego domowego ogniska i płonących stosów książek i ludzi.

Nie istnieje demokracja bez demokratów ani braterstwo bez sióstr i braci. Nie ma demokracji bez równości i sprawiedliwości. Nie ma wolności bez obowiązków. Jeśli jednak ludzi dobrej woli jest więcej, to nie mogą zachować bierności i milczenia. Demokracja nie potrzebuje ofiar, ale wymaga wspólnego działania.

Kraków, 17 grudnia 2022, skwer przy Collegium Novum.

również na aristoskr.wordpress.com


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!