Bardzo lubimy otwierać nowe drogi – tak bardzo, że niektóre otwierane są nawet dwa lub trzy razy, a liczba otwierających rośnie z każdym otwarciem. Kraków też nie jest wolny od tej miłości. Nie wiem, czy to reprezentatywne dla reszty kraju, ale ostatnie krakowskie otwarcie pięknego ronda i wiaduktu (na Osiedlu Piastów), choć prowadzących trochę donikąd, zgromadziło tylu otwierających, że ledwie zmieścili się na wspólnym zdjęciu.
Nie, tym razem nie będzie to tekst o religii, ale o drogach. Skoro jednak mam wrażenie, że każdy tekst w Polsce zaczyna się od invocatio Dei, chciałbym dołączyć do głównego nurtu, czyli – tak jak poseł Raś – znaleźć się w centrum.
Polacy kochają drogi podobnie jak Amerykanie, a łączy nas Bobby Vinton, który już dawno temu śpiewał o drodze, że ją kocha („Moja droga, ja cię kocham”), choć po angielsku (amerykańsku?) leciało to nieco inaczej: „My melody of love”. Niemniej jest to typowa piosenka drogi. Jeszcze dziś można ją usłyszeć w różnych miejscach, nawet tych od drogi, albo od szosy, dalekich. Nawet serial o drodze został kiedyś nakręcony, a Wiesław Gołas głosem Wojciecha Młynarskiego śpiewał/mówił, że… absolutnie, kocha drogę.
Po tej dygresji mogę wrócić na właściwe drogi. Tu właśnie jednak problem tkwi jak korek w drodze: nie mamy właściwego podejścia do dróg, a nasza miłość do nich jest toksyczna. Nie aż tak zabójcza jak amerykańska, ale też szkodzi.
Bardzo lubimy otwierać nowe drogi – tak bardzo, że niektóre otwierane są nawet dwa lub trzy razy, a liczba otwierających rośnie z każdym otwarciem. Kraków też nie jest wolny od tej miłości. Nie wiem, czy to reprezentatywne dla reszty kraju, ale ostatnie krakowskie otwarcie pięknego ronda i wiaduktu (na Osiedlu Piastów), choć prowadzących trochę donikąd, zgromadziło tylu otwierających, że ledwie zmieścili się na wspólnym zdjęciu.
Moje rozważania o drogach zacznę jednak od wielkiej drogi, czyli nowej „zakopianki”. Zbliża się nieuchronnie do końca budowa tunelu w Naprawie (tej, w której u Jalu Kurka szalała grypa), niedługo więc będzie można szaleć na prawie całej trasie – a w zasadzie od Myślenic do końca tunelu, nie do samego Giewontu. Wychodząc naprzeciw amatorom białego szaleństwa (jak sądzę), GDDKiA rzuciła do dyskusji koncepcję budowy nowej, całkiem nowej „zakopianki bis”, bo stara, ta od Krakowa do Myślenic, jest pełna samochodów. Trudno powiedzieć, jakie prognozy przeczytali autorzy tej koncepcji i z którego były one roku, bo z prognoz GUS-owskich wynika, że liczba ludności Polski spada i spadać będzie, a w tym spada również liczba amatorów różnych szaleństw z białym włącznie. Współczynnik dzietności systematycznie maleje od 2016 roku i wygląda, że nie przestanie maleć. Spada też prognozowana długość życia, między innymi z powodu pandemii.
Generalnie według prognozy z 2013 liczba ludności Polski miała do 2045 roku spaść poniżej 35 milionów. A teraz już wiemy, że ten wynik raczej uda się osiągnąć szybciej. Trudno więc liczyć, że nagle zwiększy się liczba użytkowników dróg i pojazdów. No, ale co ma robić GDDiA, jeśli nie będzie budować dróg? Zamiast sprawdzić , czy na pewno jest po co budować drogę zdatną do użytku za piętnaście lat, przedstawia się do dyskusji sześć wariantów, z których każdy bez wątpienia wzbudzi gorące protesty.
W miarę rozwoju dróg dziwnie spada długość i częstotliwość (ta jeszcze bardziej) połączeń komunikacji autobusowej: z ponad 700 tysięcy kilometrów w 2016 roku do niespełna 400 tysięcy kilometrów w 2021 (GUS). O częstotliwości zmilczę.
Na naszym lokalnym, krakowskim podwórku też wiele się dzieje. Ledwo skorygowano trasę tramwaju w stronę Mistrzejowic od ul. Mogilskiej, który dzięki temu uniknął losu tramwaju z trasą szybkiego ruchu, a już zaczynają się konsultacje Trasy Pychowickiej i Zwierzynieckiej. Patrząc na świeżo oddaną Trasę Łagiewnicką, dochodzę do wniosku, że budowanie w podobnym zakresie Trasy Pychowickiej kompletnie nie ma sensu. Chodzi nie tylko o to, że Trasa Zwierzyniecka ma powstać później albo nie wiadomo kiedy (a może i wcale). Tak naprawdę połączenie tramwajowe – a na nim przecież powinno najbardziej krakowianom zależeć – można uzyskać, budując linię tramwajową od ul. Monte Casino wzdłuż ul. Gen. Zielińskiego do Wisły z mostem tramwajowo-rowerowo-pieszym w okolicy mostu Zwierzynieckiego. Bardziej zaś od tunelu pod wzgórzem Świętej Bronisławy przydałby się tramwaj w alejach Trzech Wieszczów. Nawet jeśli poprowadzenie go dalej ulicą Konopnickiej nie jest technicznie wykonalne, to nowy most, o którym mowa wyżej, dałby nam połączenie z Dębnikami i Łagiewnikami.
Swoją drogą, zgodnie ze wspomnianą już prognozą Kraków zbliża się do maksimum zaludnienia i nie należy się spodziewać, że liczba mieszkańców dojdzie do magicznego miliona.
Kończą się, tak przy okazji, konsultacje projektu budowy linii tramwajowej od ul. Teligi do Wieliczki (lub tylko osiedla Rżąka), mającej obsłużyć również nowo otwarty kompleks szpitalny w Prokocimiu. Zadziwiające, że choć budowa szpitala trwała kilka lat, a decyzja lokalizacyjna zapadła już w 2006 roku, w ogóle nie pomyślano o obsłudze komunikacyjnej kompleksu. Obciąża to poprzednie kadencje samorządu i współpracowników Jacka Majchrowskiego, nie zdejmuje jednak odpowiedzialności z prezydenta, który przecież sprawuje swoją funkcję od roku 2001. Zadziwia też brak determinacji władz Uniwersytetu Jagiellońskiego, a w szczególności Collegium Medicum, w domaganiu się od miasta inwestycji komunikacyjnych. Czyżby UJ nie widział świata poza niewidzialnymi murami uczelni? Analogie z Niewidocznym Uniwersytetem Pratchetta nasuwają się same.
Zachęcam więc do umiaru w drogach na całej ich szerokości i długości. I do jazdy tramwajem – wszędzie tam, dokąd da się nim dojechać. Trzymając w ręku kamyk zielony. A w drugiej ręce bilet miesięczny, opłacony.
również na aristoskr.wordpress.com
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.