Ostatnio śledzę z niepokojem, jak złe media szargają opinię naszego ukochanego rządu. Nie docenia się naszego premiera, który ogłosił już i koniec pandemii, i koniec katastrofy ekologicznej w Odrze. Skoro ogłosił, to słusznie ogłosił, i nawet podwyżkę emerytur dał, a tu ciągle narzekanie. Oj, biedny ten nasz rząd kochany! Więc łubu-dubu, łubu-dubu, niech nam żyją, niech żyją nam! Dzisiaj w moim felietonie o radości życia w naszym kraju.
Spokojnie, u nas wszystko działa. Mamy rząd sprawiedliwy i prawy, mamy premiera, co zawsze prawdę nam powie, mamy ludzi od zadań specjalnych z Sasinem i Obajtkiem na czele, no i oczywiście nasz ukochany wódz czuwa. Czuwa dniem i nocą. Jeśli więc komuś z Państwa przychodzi do głowy, żeby się za nią złapać i zacząć martwić a to Odrą zatrutą, a to brakiem węgla, to całkiem niesłusznie.
Otóż ryby wyginęły same. Nie wiedzieć czemu, po prostu utonęły. Ale jak wiadomo powszechnie – i pewnie niejeden specjalista z Ministerstwa Dewastacji Środowiska to potwierdzi – ryby czasami tak mają. A że badano wodę, oj badano, próbki w Odrze pobierano, oj pobierano, to dzisiaj już wiemy i z całą mocą możemy ogłosić: ryby nie wytrzymały wrażej propagandy Tuska, przeraziły się, że jeszcze do wrogich Niemiec dopłyną, i wolały utonąć.
Sprawa załatwiona, zwłaszcza że premier Morawiecki już ogłosił sukces: życie wraca do Odry. Więc miejmy nadzieję, że życie to usłyszało i faktycznie wraca.
Spokojnie, u nas wszystko działa. A jak nie działa, to się przesłucha wędkarzy, co sieją pogłoski, jakoby z kryzysem w Odrze zostali sami. Jak się ich dobrze przesłucha, to już inaczej będą zeznawać: że to w zasadzie sam premier i jego rząd Odrę własnymi rękoma ratowali. Jasne, panowie wędkarze? A jeśli niejasne, zawsze można dostać grzywnę za sianie lewackiej propagandy.
Skoro już wiemy, że Odra zatruła się sama, a ryby pływać nie potrafią, to czas na sprawy istotne. Jest lato – tak czy nie? Tak! No więc na cholerę mówić o zimie? Co to za porządki, dlaczego opozycja się uparła, żeby ględzić, gadać, nudzić, jęczeć o węglu? Komu – proszę mi powiedzieć – komu węgiel potrzebny jest w lecie? Niech się głupi do domu rozejdą. Nasi kochani emeryci dostali podwyżki, nasz premier kochany spotkał się z nimi i pełen miłości zadeklarował wypłatę 16. i 17. emerytury. Dzisiaj już wiemy, że oto każdy emeryt będzie miał, że ho, ho. Jak opłaci gaz, to już nie prąd, a jak zapłaci za jedzenie, to już nie za lekarstwa, które przecież ma za darmo. No, jest ładnie. Więc nie gadać o zimie, latem węgla nie ma, bo i po co ten węgiel. A w zimie się zobaczy. Jak będzie ciepło, po co komu grzać w domu? Jeszcze się ludzie rozbisurmanią i zechcą ciepłej wody w kranie. O przepraszam, że wspominam Tuska. Jak wiadomo, to jego wina.
Jest sierpień, jest ładnie, są wakacje, jest lato. I czego więcej chcieć? Czas żniw, weselnych dzwonów – czas radości i błogości. A my co, tylko się czepiamy i czepiamy: a to ryb, co nie chciały Niemca, a to węgla, co nikomu nie jest potrzebny, a to biednego chłopaka, co traktor dostał w prezencie ślubnym. A co miał dostać? Wiolonczelę? Przecież rolnik potrzebuje dobrego sprzętu. Należy się cieszyć, że w naszym rządzie tacy mądrzy, zaradni ludzie i wiedzą, co swojemu dać.
Jest pięknie, dostatnio i sprawiedliwie. A jak się komuś nie podoba, to niech się zastanowi, kogo krytykuje. W końcu wielki prokurator czuwa.
Felieton jest wyrazem opinii autorki. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.