Zjednoczenie Polaków wobec ataku Rosji na Ukrainę jest niesamowite. Czy jednak potrwa dłużej, skoro intensywnie poszukuje się tematów, które mogą na nowo nas podzielić?
Od kilku dni w mediach społecznościowych pojawiają się wypowiedzi o urazach historycznych, o grupach złych Polek i Polaków, Ukrainek i Ukraińców. Nikt z obecnie żyjących nie był bezpośrednim świadkiem tamtych wydarzeń. Wszystko, co o nich wiemy, jest interpretacją mniej lub bardziej wierną temu, co faktycznie zaszło. Dlatego pojedyncze przypadki czy działania grupek, o których się słyszało, nietrudno jest ekstrapolować na cały naród, wyznaczając linie podziału. Wystarczy nagłośnić przekaz, a to w mediach społecznościowych jest stosunkowo proste.
Historia to wdzięczne narzędzie propagandy. Podzielonym społeczeństwem łatwiej jest manipulować. Podsycając wzajemną nienawiść, osłabia się solidarność, wsparcie i wyjątkową jedność wobec obecnego zła.
To, co się dzieje obecnie, dzieje się na naszych oczach, jest realne, namacalne, dotyka nas bezpośrednio. Mamy osobiste doświadczenie tych wydarzeń. I wbrew pozorom możemy na nie wpływać, zwłaszcza jeżeli działamy wspólnie – międzypokoleniowo i międzynarodowo.
Historii nie zmienimy. To, co się stało, już się nie odstanie. Możemy historię interpretować i reinterpretować przez filtr teraźniejszości. Tak czyni każde pokolenie. Możemy odkrywać nieznane fakty, które rzucają nowe światło na to, co się wydarzyło. Spory o to zostawmy historykom, którzy umieją oceniać przeszłość w sposób rzetelny.
Od ran z przeszłości natomiast wypadałoby w końcu się uwolnić. Ile to już pokoleń upłynęło? Jeżeli będziemy wciąż wywoływać tamte duchy, nigdy nie zaznają spokoju, a budowanie teraźniejszości i przyszłości opierać się będzie na negatywnych, często nie do końca prawdziwych przesłankach.
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.