Czasy, w których przyszło nam żyć, powinny być z punktu widzenia felietonisty okresem niezwykłych żniw. Takiego rządu Polska jeszcze nie miała. W każdej sferze życia publicznego dostarcza nam się na bieżąco mnóstwa tak bulwersujących zdarzeń, że każde z nich zasługuje na swojego kronikarza. Ten przesyt jednak też paraliżuje.
Felietony pisze się z nadzieją na zmianę. Trwa tymczasem zdumiewająca apoptoza państwa. W roku 2015 Polska była krajem w miarę dobrze zorganizowanym, o stabilnych instytucjach, bezpiecznych granicach, z rosnącą pozycją w Unii Europejskiej, której przewodził Polak. I nagle jakby spotkał nas los Hioba. Do władzy doszli ludzie, którzy z niewyobrażalną energią zaczęli niszczyć całe państwo, nie pomijając żadnego obszaru. Po sześciu latach jesteśmy skłóceni ze wszystkimi, z wpływowego kraju staliśmy się masą przetargową wielkich, a z obywateli – upokarzanymi, podsłuchiwanymi w najintymniejszych sytuacjach poddanymi bez praw. Prawa nie ma. To, co się dzieje za sprawą neoprezes Manowskiej w Sądzie Najwyższym, można jedynie nazwać absurdem. To, co się dzieje w szkole Czarnka, przypomina carskie szkolnictwo z dawnych powieści, choć nawet najstraszniejsi carscy inspektorzy w zestawieniu z kurator Nowak wydają się wzorami urzędniczych postaw. Polski Ład jak ostry cień mgły wdarł się nam do domów, pogrążając nas w stuporze nad paskami wypłat. Na granicy umierają ludzie i na nikim nie robi to już wrażenia. Telewizja rządowa organizuje koszmarny taniec śmierci z piosenkami o seksie oralnym (a nadal niby obowiązuje przepis o poszanowaniu wartości chrześcijańskich w mediach). Z pandemią walczyć się nie da, bo lud nie posłucha. Władza za to podsłucha. Żona premiera wyprzedaje majątek – premier trafnie ocenił, że coraz trudniej będzie coś wyciągnąć z tego, co władza nam pozostawia, i przygotowuje się do urządzenia sobie życia gdzie indziej. Rosną sasiny kar i odszkodowań (w tym za niezakupione helikoptery), tracimy europejskie fundusze, a wszystko po to, by utrzymywać tragiczną farsę Izby Dyscyplinarnej. Prezes Glapiński z dworem serfuje swobodnie na coraz bardziej nieposkramialnej inflacyjnej fali. Zniszczono służbę cywilną, zdemoralizowano – mimo ratujących jej honor kilku sprawiedliwych – prokuraturę.
To niewiarygodne, co zrobiono z naszym państwem w zaledwie sześć lat. Pod jaką nazwą przejdzie ten okres do historii? „Potop” już był – może „wielka implozja” albo „polska smuta”? Słucham posła Suskiego, wnioskodawcy lex TVN, który mówi, że zgadza się z wetem prezydenta. To nie jest śmieszne. Ci ludzie mają władzę. A mając ją, osoby takiego formatu dochodzą do punktu, do którego doszedł właśnie prezydent Kazachstanu: strzelać bez ostrzeżenia. Przestępstwa rządzących stały się tak oczywiste i poważne (wśród nich pewną rolę gra zbrodnia szpiegostwa), że coraz trudniej przewidzieć, jak się to zakończy. Szczęśliwego Nowego Roku.
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.