W przestrzeni publicznej zakłamywana jest historia dotycząca polskiej transformacji ustrojowej. Ćwierćwiecze po 1989 było największym sukcesem w historii. Zawsze będę bronił prawdy o tamtych czasach, nawet gdy niesprawiedliwe i nieprawdziwe opinie formułują osoby, co do których uczciwości i prawości nie mam wątpliwości. Ta historia zasługuje na to jak żadna inna.
Z Adamem Jaśkowem („Powrót do przeszłości 4. Felieton Adama Jaśkowa (70)” z 19.02.2022) zgadzam się w jego ostatnim zdaniu: Potrzebujemy projektu gruntownej przebudowy struktur państwa, projektu nowych polityk społecznych i gospodarczych i prawdziwej budowy nowoczesnego, demokratycznego społeczeństwa, chociaż i tu dodałbym, że chodzi o projekt, który nie zaprzepaści efektów największego sukcesu w dziejach Polski: transformacji ustrojowej, akcesji do struktur Unii Europejskiej i funkcjonowania w nich do 2015 roku. Poza tym widzę, niestety, zlepek populistycznych klisz obecnych dzisiaj w przestrzeni publicznej. Nie jest to więc tekst oryginalny ani społecznie korzystny. Powiela i utrwala tendencje roszczeniowe osłabiające już teraz, a w jeszcze bardziej w przyszłości, państwo i podstawy dobrostanu jego obywateli.
Pamiętając, że tekst Jaśkowa był reakcją na artykuł Mariusza Janickiego z „Polityki”, omówię jego tezy w dużym skrócie, w subiektywnie dobranym zestawie i kolejności.
Teza pierwsza: Polityka rządu PO–PSL była jedną z przyczyn sukcesu PiS-u, a nawet była niezbędnym warunkiem, by PiS mogło wtedy wygrać wybory. Samo to stwierdzenie jest mało precyzyjne, można bowiem powiedzieć, że tak już zawsze jest w demokracji – zawsze polityka rządu prowadzi do przyszłego sukcesu opozycji. Z pewnością winą PO nie była słabość innych ugrupowań poza PiS-em. Ten zarzut warto zatem kierować na przykład do Lewicy (szkoda, że autor, który z Lewicą sympatyzuje, nie pokusił się o taką uczciwą konstatację). W warstwie merytorycznej natomiast krytyka Jaśkowa jest nietrafiona. Sam stawiam zarzut zupełnie odwrotny. Winą koalicji PO–PSL – pomijając uwarunkowania makroekonomiczne w postaci rygorów procedury nadmiernego deficytu, której jako państwo byliśmy poddani do lata 2015 roku – był brak wystarczających reform ustrojowych, w tym reformy służby zdrowia (opartej na społecznej partycypacji w kosztach przy uwzględnieniu ochrony najsłabszych), brak prywatyzacji (mało kto wie, że w żadnym spośród najbogatszych krajów OECD udział publicznej własności w gospodarce nie jest tak wysoki jak u nas, nie wyłączając mitycznej dla lewicy Skandynawii), a przede wszystkim niewystarczające wzmocnienie sfery nauki i edukacji. Zawsze też będę bronił odważnej decyzji podniesienia wieku emerytalnego, tak potrzebnej ze względu na demografię i kondycję zdrowotną społeczeństwa (bezprecedensowy przyrost średniej długości życia Polaków). Zmiany PiS-owskie w tej dziedzinie, niestety popierane obecnie przez całą klasę polityczną, doprowadzają setki tysięcy ludzi do ubóstwa w jesieni ich życia. Ten efekt będzie się pogłębiał, a kosztowne półśrodki (13. i 14. emerytura) problemu nie zlikwidują.
Teza druga: PO kompletnie ignorowała aktualne problemy i nie chciała dostrzegać nadchodzących; rząd zaczął się zajmować tymi problemami po opuszczeniu fotela premiera przez Tuska. Odniosłem się do tego wyżej, pisząc o bardzo istotnym ograniczeniu, jakim była obowiązująca procedura nadmiernego deficytu uniemożliwiająca reagowanie zgodne z lewicową retoryką, czyli uruchomienie programów socjalnych. Tutaj jednak widzę ewidentne zaniedbanie rządu Tuska, korygowane przez rząd Ewy Kopacz, a w zasadzie przez jej ministra finansów Mateusza Szczurka: brak zdecydowanej walki z patologiami VAT-owskimi. Źle się stało, że poprawa na tym polu, uzyskana prawie w całości dzięki inicjatywom legislacyjnym rządu Ewy Kopacz – często kontestowanym przez PiS – została przez tenże PiS zawłaszczona propagandowo.
Teza trzecia: Totalna opozycja to błąd. Tutaj autor wszedł już w buty lewicowego działacza partyjnego, przypisując PO moc sprawczą, jeśli chodzi o organizację procedury wyborczej na urząd Prezydenta RP. PO oczywiście wykorzystała sytuację, ale przecież nie rozrosła się wówczas w Sejmie do rozmiarów większości parlamentarnej. Co do jednoznacznego poparcia kandydata PO w II turze, tu też mam mieszane uczucia, gdy przypomnę sobie „manifestacje” poparcia liderów i kontrkandydatów opozycyjnych po przegranej w I turze. Napiszę coś oczywistego: jedynym przykładem współpracy wszystkich istotnych w skali ogólnopolskiej ugrupowań opozycyjnych były wybory do Senatu w 2019 roku i były to wybory wygrane. Taka jest prawda i żadne relatywizowania jej nie podważą.
Nie chcę się wyzłośliwiać nad sposobem i skutkami paktowania Lewicy w związku z ratyfikacją KPO, bo też takich skutków po prostu nie ma, a opozycja straciła wtedy szansę na wywalczenie istotnych zmian w projekcie oraz – wiele na to wskazuje – na trwałe podkopanie jedności w ugrupowaniu rządzącym.
Teza czwarta: PiS pewne rzeczy robi dobrze, a pewne źle – według Zandberga. Z taką tezą mógłbym dyskutować na gruncie merytorycznym, ale wykracza to poza format felietonu. Jestem więc zmuszony pominąć rozbudowaną argumentację, a skrócona byłaby niezrozumiała. Przestawię tylko mój generalny pogląd na tę sprawę. Skrajna, populistyczna lewica spod znaku Razem jest potencjalnym zagrożeniem dla stabilnego rozwoju państwa na skalę porównywalną z PiS-em. Realizacja postulatów skrajnego fiskalizmu i etatyzmu skutecznie i nieodwracalnie wprowadzi kraj na drogę do biedy, a konsekwencje będą najszybciej odczuwalne dla tych, o których Zandberg martwi się najbardziej. Według Zandberga dobrym rozwiązaniem wprowadzonym przez PiS są programy typu 500+. Nie rozumiem, jak domagająca się progresji podatkowej lewica może akceptować program, dzięki któremu 10% najbogatszych gospodarstw domowych dostaje dwukrotnie więcej środków niż 10% najbiedniejszych. Widzę w tym nieuczciwość i koniunkturalizm.
Teza ostatnia: Opozycja nie ma programu. Cała opozycja, rzecz jasna, programu nie ma, a całościowego mieć nigdy nie będzie, bo zbyt jest podzielona. Jeśli (oby!) przed wyborami nastąpi połączenie sił, zapewne powstanie minimum programowe możliwe do przyjęcia przez wszystkie ugrupowania opozycyjne. W tekście Jaśkowa znalazła się natomiast mantra działaczy partyjnych od prawa do lewa: „my mamy program w przeciwieństwie do pozostałych” (w tym przypadku Lewica ma „pojedyncze propozycje programowe”). Autor powinien się zapoznać z tym, co oferują inne partie opozycyjne: wszystkie głoszą takie „całościowe”, „kompleksowe”, „wszechstronne” lub przynajmniej „najważniejsze” tezy programowe i wszystkie twierdzą, że w tej materii reszta opozycji absolutnie im nie dorównuje (ileż ja się tego nasłuchałem np. od zwolenników Hołowni!). Prawda zaś jest taka że szerszą publikę niewiele to obchodzi. Ruch zacznie się zapewne pół roku przed wyborami. Wtedy propozycje aktualne, odpowiadające wyzwaniom, trzeba będzie mieć. Ciągle ufam, że sensem tych propozycji, nadrzędnym celem cele partykularne wykluczającym, będzie odsunięcie PiS-u od władzy. Potem niech już o spełnienie swoich postulatów partie walczą.
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.