Ambasador Przyłębski, pasujący jak ulał mąż swojej żony, kończy oto misję w Berlinie. Zamykając swoją przerwaną kadencję (ni z tego, ni z owego postanowił bowiem wrócić do filozofowania), dzieli się własnymi obserwacjami na temat żyjących w Niemczech Polaków.
Jak pisze „Wprost”, Przyłębski stwierdza ze smutkiem, że Polaków w Niemczech polskość uwiera i że tak naprawdę wynaradawiają się zafascynowani niemieckim sposobem życia. Najwyraźniej więc ambasador poniósł – przynajmniej na tym polu – druzgocącą porażkę. Nie zdołał przekonać rodaków do ojczystej tradycji, nie zwiększył ich tęsknoty za modelem życia w Polsce. Przeciwnie – pogłębił ich zażenowanie, że Polskę reprezentuje właśnie ktoś taki jak Przyłębski, na każdym kroku obrażający nie tylko zamieszkałych w Niemczech Polaków, ale również gospodarzy.
Teza, którą postawił były już na szczęście ambasador, jest jednak warta zastanowienia. Dlaczego styl życia w Niemczech miałby bardziej odpowiadać Polakom niż styl polski? Czyżby podobała im się kompetentna, życzliwa administracja, sprawna służba zdrowia, telewizja publiczna, w której informacje są ściśle oddzielone od komentarzy, sposób walki z pandemią tak wyraźnie różny od tchórzliwych praktyk polskiego rządu? A może lubią nie być podsłuchiwani, cenią niezawisłe sądy i budzący szacunek Trybunał Konstytucyjny? Może wolą państwo zdecentralizowane, a jeśli są katolikami, czują się dobrze w przyjaznym Kościele (nasz były ambasador był łaskaw określić go jako nihilistyczny)? Może opowiadają się za szkołą niezideologizowaną, za to przygotowującą do życia w demokratycznym i pluralistycznym społeczeństwie? I może patrząc na ambasadora, nie mogą się nadziwić, że ich ojczyzna wysłała na jedną z najważniejszych polskich placówek kogoś, kto jest sumą najgorszych cech, jakie zapamiętali z kraju? Berlińczycy docenili nawet żonę ambasadora, umieszczając ją wśród „najbardziej żenujących berlińczyków” (wprawdzie dopiero na początku drugiej pięćdziesiątki).
Pół mojego zawodowego życia spędzam w Niemczech. U tamtejszych Polaków zauważyłem inne cechy niż te, o których mówi były ambasador. Wielu rodaków ma dość państwa PiS-u, które oddala nas od Europy i każe wybierać między życiem w normalnych państwach Zachodu a życiem w coraz bardziej upadającej minidyktaturce. Polacy chcieliby być dumni ze swojego kraju, a tu Polskę reprezentuje ktoś taki jak Przyłębski. Pocieszę jednak byłego pana ambasadora. Polacy w Niemczech mimo wszystko trwają przy swojej ojczyźnie i życzą jej, by jak najszybciej zakończyła zabawę w karykaturalną satrapię.
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.