Zdaniem Zbigniewa Ziobry wynikające z art. 6 Europejskiej konwencji praw człowieka prawo do rozpoznania sprawy w rozsądnym terminie przez ustanowiony ustawą sąd narusza polską konstytucję. Słusznie. Po co nam prawo do sądu?
W Polsce spory powinno się rozstrzygać kijami w sprawach, w których władza nie ma interesu, a w pozostałym zakresie należy powierzać je do rozstrzygnięcia samemu Ziobrze. Żadne konwencje praw człowieka ani międzynarodowe umowy nie mają w państwie Ziobry znaczenia. Tu obowiązuje prawo silniejszego.
Polska nie jest jedynym krajem z taką właśnie koncepcją ułożenia stosunków społecznych, ale wkład Ziobry w dorobek ludzkości polega na tym, że sprawę ogłoszono publicznie, zaskarżając konwencyjne prawo do sądu do tego czegoś, w czym zasiada magister Przyłębska i co rozstrzygnie sprawę tak, jak będzie tego wymagała nowogrodzka potrzeba. Wniosek ten uwiecznia Ziobrę i nadaje mu sznyt międzynarodowy. Jego dotychczasowa działalność wprawdzie wyniosła bezprawie na niebotyczny poziom, była to jednak zaledwie przygrywka do najnowszego pomysłu. Rodzi się pokusa, by odpowiedzialność Ziobry w przyszłości oprzeć na zasadach sprawiedliwości, a nie prawa. I problem w tym, że ludzie państwa prawa nie będą mogli tej pokusie ulec.
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.