Obecny kryzys opozycji jest kolejnym syndromem domykania autorytarnego ustroju w Polsce
„PiS nie ma z kim przegrać” – czytam opinie komentatorów, słyszę w radiu, od znajomych, a także nieznajomych, z którymi zdarza mi się rozmawiać. Czasem sformułowanie to pada w tonie rozczarowania opozycją, czasem w złości i zniecierpliwieniu. Zadaję wtedy proste pytanie: czy słabość opozycji to przyczyna czy skutek rzeczywistości politycznej, w której funkcjonujemy od pięciu lat?
Zazwyczaj słowa te mają identyfikować przyczynę. Ja jednak coraz mocniej skłaniam się do przekonania, że to jest skutek. Przyznam, że zdanie zmieniłam po odrobieniu zaległości w lekturze badań naukowych nad różnorodnością autorytaryzmów i mechanizmami ich działania. Czy to przypadek, że we wszystkich państwach autorytarnych opozycja jest słaba? Włączając w to lżejsze odmiany tych reżimów, do jakich i my się zaliczamy. Słabość opozycji jest wpisana w autorytaryzm.
Może czas zmienić w dyskursie publicznym wydźwięk cytowanych słów i przy okazji omawiania słabości opozycji wskazywać zawsze na coraz bardziej nierówną grę, jaką opozycja prowadzi? Używane przez nas sformułowania mają wpływ na rzeczywistość. Mogą mobilizować lub demobilizować, wywoływać gniew lub rezygnację. Pastwienie się nad opozycją bez podania kontekstu jej słabości de facto legitymizuje autokratów.
Felieton jest wyrazem opinii autorki. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.