W 2009 roku Dalajlama wypowiedział pamiętne słowa: „Świat uratuje kobieta Zachodu”. W ostatnich dniach widzimy tłumy kobiet maszerujące na barykady, by walczyć o swoje prawa – prawa człowieka. Kiedy myślę o wolności, pojawia mi się przed oczami obraz Delacroix zatytułowany „Wolność wiodąca lud na barykady”, z wolnością przedstawioną jako kobieta. Dokładnie to samo widzę teraz na ulicach. Chcę wierzyć, że te właśnie kobiety, moje siostry, niosą wolność państwu od lat zniewolonemu przez stereotypy, przez brak powszechnej edukacji seksualnej i brak współczucia dla cierpiących, państwu pełnemu szowinizmu, rasizmu i seksizmu. Te właśnie dzielne kobiety nie zważają na kordony policji i padające zza nich wyzwiska ONR‑u, ale walczą, krzyczą i płaczą – płaczą z żalu za utraconą wolnością. W Internecie można znaleźć krytykę wulgaryzmów i drastycznych zachowań ze strony protestujących. Jest to reakcja na lata uciszania i pogardy, sprowadzania kobiety do roli inkubatora, sługi męża i państwa, reakcja na konieczność starania się dwa razy bardziej niż mężczyzna, by choć w połowie być traktowaną równie poważnie. Nasze okrzyki to po prostu okrzyki rozpaczy. Chcę wierzyć, że w tym kontekście wrócimy do terminu „prawa człowieka”, bo kobieta to też człowiek, nie różni się od mężczyzny niczym poza aspektem fizyczności. Co więcej, liczę, że płeć już nigdy nie będzie miała wpływu na to, jak jesteśmy przez społeczeństwo postrzegane. Oglądając film „Sufrażystki”, płakałam szczególnie przy napisach końcowych, bo wymieniono w nich kraje, w których wciąż odmawia się kobietom prawa głosu. Polkom przyznano to prawo bardzo wcześnie, jednak zrobiono to nie z szacunku dla ich możliwości intelektualnych, lecz po to, by miał kto głosować, podczas gdy mężczyźni są na wojnie.
Kiedy po raz pierwszy usłyszałam czwartkowy wyrok, było mi smutno, później ogarnęła mnie złość, a na koniec fala otumanionej obojętności. W psychologii tak przedstawia się fazy żałoby. Pogodziłam się ze śmiercią Trybunału Konstytucyjnego. Wątpię, żebyśmy byli w stanie przywrócić go do życia. Boli mnie to jako kobietę i prawniczkę, bo wydaje się, że nie mamy już do kogo się zwrócić, by nas chronił. Trójpodział władzy jest farsą, policja i siły zbrojne podporządkowano rządowi, który okazuje się oprawcą. Nie pozostaje nam nic innego, jak w końcu wyjść z pozycji ofiary i walczyć.
Felieton jest wyrazem opinii autorki. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.