Jak krytykować PiS. Szczypanie polityki, czyli felieton Katarzyny Szczypskiej (1)

Jak krytykować PiS. Szczypanie polityki, czyli felieton Katarzyny Szczypskiej (1)

Debata publiczna i publicystyka często uciekają od poważnej krytyki rządzących, tj. takiej, która dotykałaby mechanizmów funkcjonowania państwa i demokracji oraz wpisanych w nie zagrożeń. Zbyt często koncentruje się ona na bieżących sporach politycznych i/lub odpowiada na populizm partii rządzącej… populizmem. Krytykujmy rządzących, ale mądrzej – np. unikając plemiennej „polityki tożsamościowej” i poszukując ułomności w naturze systemu: mechanizmach i prerogatywach władzy, niż w naturze konkretnych ludzi ją piastujących. Edukujmy też obywateli o obecnych w demokracji antywolnościowych presjach. Łatwiej będzie nam wtedy bronić zagrożonych wolności, gdy dojdzie do zmiany u sterów władzy (a problemy pozostaną niezmienione…).

PiS zafundowało nam ekspresową erozję demokracji i jej bezpieczników. Partia władzy dokonała zamachu na wymiar sprawiedliwości i skrajnie upolityczniła media publiczne. Obóz rządzący prowadzi też Polskę w kierunku narodowego socjalizmu, radykalne zwiększając udział własności państwowej w gospodarce czy rekordowo rozdymając budżet publiczny. Te niszczycielskie działania należy wskazywać jako przestrogę na przyszłość, bo kolejna ekipa nie będzie wolna od podobnych pokus poszerzania swojej władzy. Nie była od nich wolna żadna z ekip poprzednich (choć PiS w Polsce po 1989 roku wydaje się pod tym względem rekordzistą).

Dlatego ważne jest, by pokazywać działania rządzących przez pryzmat instytucji, w ramach których funkcjonują, i bodźców, którym podlegają, oraz wystrzegać się od odpowiadania na populizm rządzących populistyczną krytyką. Ten pierwszy postulat można zobrazować na przykładzie mediów publicznych i spółek państwowych, ten drugi – przyglądając się temu, jak komentowane są wydatki publiczne.

Dyskusja na temat TVP koncentruje się na bezwstydnym zawłaszczeniu telewizji przez partię rządzącą i na wylewającej się z ekranu ordynarnej prorządowej propagandzie. „TVPiS” rzeczywiście nie odstaje od standardów kanału RT, rosyjskiej tuby propagandowej reżimu Putina, i należy o tym mówić. Jeśli jednak chcemy nauczyć się czegoś na przyszłość, to dyskusję o mediach publicznych należałoby zacząć od ich instytucjonalnych ograniczeń. Media publiczne z natury nie są wolne od wpływów politycznych. W końcu tylko święty mógłby oprzeć się pokusie oddziaływania na miliony widzów i słuchaczy bez grosza wydanego na ten cel z własnej kieszeni, a świętych w polityce szukać ze świecą. Innymi słowy, chociaż następna władza może mieć więcej moralnych i estetycznych hamulców niż obecna, dalej będzie jej zależało na jak najdłuższym trwaniu i chętnie posłuży się przy tym publiczną telewizją i radiem.

Podobnie łakomym kąskiem dla polityków są spółki państwowe. Skok, jakiego dokonało na nie PiS, nie ma precedensu, ale rozdawanie posad lojalnym poplecznikom czy krewnym nie dotyczy tylko obecnej władzy. Wpływ polityków na nominacje w zarządach spółek państwowych czyni je łatwym łupem dla każdej zwycięskiej partii politycznej. Przenikanie się polityki i gospodarki nie służy spółkom także z innego powodu. W odróżnieniu od przedsiębiorstw prywatnych przedsiębiorstwa publiczne są z natury zarządzane nieefektywnie. Wystarczy spojrzeć na dane: indeks PiS 2.0, pokazujący zmiany cen akcji dziesięciu największych państwowych spółek z Giełdy Papierów Wartościowych, jest prawie 10 procent na minusie. O tych różnicach decydują m.in. odmienne bodźce występujące w sektorze prywatnym i publicznym. Podobnie jak właściciel generalnie lepiej dba o nieruchomość niż najemca, tak też przedsiębiorca lepiej zarządza własną firmą niż nominat partyjny państwową spółką. Myślenie obrońców własności publicznej często dezorganizuje terminologia. Tak naprawdę nikt nie jest właścicielem własności „publicznej”. Zarządzający spółkami państwowymi nie ponoszą zazwyczaj większych strat ani odpowiedzialności za biznesowe niepowodzenia. Przedsiębiorca nie ma takiego komfortu jak prezes LOT‑u czy PZU: nie tylko ryzykuje własnym majątkiem, ale także w pełni odpowiada za swoje decyzje. Te dwa sektory różni też motywacja zarządzających. Podczas gdy przedsiębiorcy kierują się zyskiem – a w razie nierentowności ich firma wypada z rynku – prezesi spółek państwowych nie mają takich zmartwień. W państwowych molochach prezesów zmienia się (wypłacając im gigantyczne odprawy) bez względu na wyniki finansowe podmiotów, którymi zarządzają. Te zagrożenia: upolitycznienie i nieefektywność, istnieją niezależnie od tego, kto trzyma ster rządów.

Inny problem komentowania rzeczywistości politycznej znajduje odbicie w wyrażeniu „antypopulistyczny populizm”, czyli krytyka populizmu rządzących, która sama nie stroni od uproszczeń łatwych do przełknięcia przez ogół społeczeństwa. Na przykład, w wydanej przed drugą turą wyborów prezydenckich „Przedwyborczej” grubym drukiem wyróżniono informację, że apaszki pierwszej damy kosztowały podatnika 18 tysięcy złotych. Media grzmiały również o tym, że PiS przekazało dwa miliardy zł na TVP, podczas gdy Polacy umierają na raka. O ile wystawianie rachunku rządzącym za niegospodarność i polityczną korupcję jest słuszne, o tyle karmienie Kowalskiego tanim populizmem może mieć opłakane skutki: niewykluczone, że w przyszłości nawet najlepsze reformatorskie rządy będą upadały z trywialnych powodów. Niebezpieczeństwo, jakim są rozpalone populistyczne namiętności, dobrze obrazuje „Madera-gate” czy sprawa „ośmiorniczek”. W obu wymienionych przykładach praktycznie nieobecne były także głosy, które dotykałyby kwestii fundamentalnych, jak na przykład prawa do decydowania o własności obywateli przez władzę.

Rządy PiS-u tak naprawdę pokazują naturalną inklinację polityków do rozszerzania swojej władzy. Edukowanie obywateli przez publiczną dyskusję prowadzoną z perspektywy funkcjonowania ustroju politycznego czy jakości zarządzania i gospodarczej efektywności, pozwoliłoby zapobiegać następnym podobnie opresyjnym rządom. Jeśli będziemy opierać krytykę jedynie na działaniach i zachowaniu konkretnych partii czy polityków, zamiast rozmawiać na przykład o naturze władzy czy roli państwa, nie unikniemy takich samych lub gorszych nadużyć w przyszłości. Medialna ekscytacja tym, co powiedział Morawiecki, a co Duda, odwraca naszą uwagę od tego, co naprawdę ważne. Kiedyś wymieniony zostanie i Morawiecki, i Duda, a problemy pozostaną.

Katarzyna Szczypska – była współpracowniczka Forum Obywatelskiego Rozwoju i waszyngtońskiego think-tanku Cato Institute. Obecnie związana z Fundacją Otwarty Dialog. Absolwentka UW, SGH i University College London. Stypendysta Mercatus Center przy George Mason University.


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!