Dwie strony monety. Felieton Adama Jaśkowa (228)

Dwie strony monety. Felieton Adama Jaśkowa (228)

Polskie finanse publiczne mają dwie strony, jak polski (jeden) złoty: z jednej strony deficyt, którego nikt nie chce łatać, a z drugiej rosnące rozwarstwienie majątkowe społeczeństwa.

Co ciekawe, mimo że – jak wskazuje analiza Money.pl – siła nabywcza Polaków w ostatnim okresie globalnie rosła, powiększa się grupa i zakres tzw. ubóstwa relatywnego (określanego przez GUS na podstawie przeciętnych miesięcznych wydatków polskich gospodarstw domowych; gospodarstwa, w których wydatki wynoszą mniej niż 50% tych przeciętnych, są uznawana za żyjące w ubóstwie relatywnym). W roku 2024 ubóstwo to zwiększało się już drugi rok z rzędu – i to najbardziej we współczesnej historii – sięgając 13,3% ogółu gospodarstw domowych.

Po 2024 roku, kiedy rekordowo rosła siła nabywcza, przychodzi okres sporego jej spowolnienia, a w przyszłym roku może nawet zahamowania. Mimo to nastroje społeczne się poprawiają, bazując zapewne na dotychczasowych doświadczeniach. Spada inflacja, ale rejestruje się już znaczące spowolnienie wzrostu płac, a dodatkowo pojawiają się symptomy delikatnie zwiększającej się stopy bezrobocia. W przyszłym roku przewiduje się dalszy spadek inflacji i dalsze spowolnienie wzrostu płac. Wzrostu bezrobocia się nie przewiduje, może ono jednak wzrosnąć pomimo braku przewidywań.

Wszystko to razem będzie pogłębiać deficyt finansów publicznych. Naciski na oszczędności budżetowe mogą się zwiększyć, tyle że nie bardzo jest na czym oszczędzać. Skoro udało się ograniczyć świadczenia dla obcokrajowców, to kto wie, czy premier nie pójdzie za ciosem i nie ograniczy świadczeń dla swojokrajowców. A 80% budżetu to już wydatki sztywne, czyli zobowiązania ustawowe. I skąd wziąć pieniądze na dodatkowe wydatki na wojsko?

Co prawda, pojawiają się inne pomysły równoważenia budżetu, ale wymagają współdziałania rządu, prezydenta i szefa NBP. A ponieważ kadencja szefa NBP kończy się w roku 2028, a prezydent ledwie zaczął swoją, współpracę taką można by nawiązać dopiero w następnej (już nie tak odległej) kadencji Sejmu. Chodzi o wykorzystanie rezerw walutowych NBP do spłaty zadłużenia budżetu. Jednym z autorów tego pomysłu jest prof. Grzegorz Kołodko, były minister finansów z czasów rządów SLD. Kołodko sugeruje, że skoro rezerwy walutowe szacuje się na 1 bilion złotych, to bez żadnej szkody można na przykład jedną trzecią wykorzystać na spłatę zadłużenia lub sfinansować zakupy wojskowe.

Innym rozwiązaniem byłyby nadzwyczajne podatki obronne, tyle że musiałyby to być podatki majątkowe, a te nie cieszą się popularnością wśród klasy politycznej (choć nie tylko jej członkowie byliby płatnikami tego podatku).

Oczywiście kwestia rezerw walutowych nie byłaby aż tak istotna, gdybyśmy weszli do strefy euro, bo wtedy spadłoby znacząco ryzyko finansowe. O tym rozwiązaniu jednak politycy też już nie wspominają.

Wygląda na to, że podstawową teorią polityczno-ekonomiczną naszej klasy politycznej jest tradycyjne polskie „jakoś to będzie”. Aż na obu stronach złotówki zobaczymy symboliczne „zero”.

Również na aristoskr.wordpress.com


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!