Epidemia zmienia perspektywy. Milknie spór polityczny, ponieważ zagrożone są podstawowe, egzystencjalne interesy społeczeństwa. Jest to czas o ogromnym znaczeniu, a dla polityki bardzo niebezpieczny. Ludzie lgną naturalnie do jakiegokolwiek przywództwa, wiążąc z nim nadzieje na przetrwanie. W tych warunkach podejmowanie decyzji wyborczych jest obarczone emocjami, których nie doświadcza się w normalnym okresie funkcjonowania państwa. Dlatego potrzebny jest dystans. Konstytucja to przewidziała. Stan nadzwyczajny powinno się ogłaszać nie wtedy, gdy państwo nie działa, jak to próbują przedstawić w rytm przekazów dnia urzędnicy PiS‑owskiej władzy, ale wtedy, gdy wymagane są szczególne środki osłabiające demokrację. Zgodnie z Konstytucją włączają się wtedy inne mechanizmy kontroli. Konstytucja jednak przede wszystkim stara się zapobiec wykorzystaniu sytuacji nadzwyczajnej przez rządzących do manipulowania procesami demokratycznymi i do przejęcia lub utrwalenia władzy. Sytuacja, z jaką mamy teraz do czynienia, jest w rozumieniu Konstytucji nadzwyczajna. Ograniczone są prawa konstytucyjne, choćby fundamentalne prawo do zgromadzeń, niezbędne nie tylko do funkcjonowania opozycji, ale po prostu do prowadzenia normalnej kampanii wyborczej. Już to ograniczenie powoduje, że wybory nie mogą się odbyć. Obecne nietypowe okoliczności dostarczają także dodatkowych informacji o istocie prezydentury Dudy. Duda w pseudomundurze walczy z koronawirusem, Duda w kasku nadzoruje produkcję środków dezynfekujących. Jest to idealne podsumowanie tej kadencji. Duda ma wpływ na koronawirusa jedynie taki, że jeżdżąc po Polsce, podczas gdy inni muszą siedzieć w domu, naraża kolejne osoby na zakażenie. Jego prezydentura jest całkowitą fikcją. Podobnie jak pseudomundur, kask i kamizelka, które niczemu nie służą, bo nawet nie chronią przez zmoczeniem się orlenowskim płynem, tak też bez znaczenia są wszystkie Dudowe atrybuty władzy. Także Rada Gabinetowa – zwoływana, odwoływana, zwoływana online – zamiast udowodnić jakąś sprawczość prezydenta, okazuje się wydmuszką. Duda wiedziony nadzieją, że koronawirus da mu koronę władzy, jeszcze raz ujawnia swoją całkowitą nieprzydatność do urzędu Prezydenta Rzeczypospolitej. Teraz chodzi wyłącznie o to, żeby zdążyć z wyborami, zanim jego nieprzydatność dotrze do powszechnej świadomości. PiS‑owska telewizja z całych sił opóźnia ów proces uświadomienia, wykorzystując to, że gospodarskie wizyty Dudy niektórym widzom miło się kojarzą z ich odległą młodością. Duda liczy, że właśnie ci ludzie, nie zważając na ryzyko zakażenia w lokalu wyborczym, porwani peerelowskim wspomnieniem oddadzą na niego głos. Później nie będą już potrzebni. Ciekawe, jak to się potoczy. Czy wyborcy znowu pozwolą się wykiwać? Czy w końcu powiedzą Dudzie – temu Dudzie w pseudomundurze i niepotrzebnym żółtym kasku – swoje „nie”?