„Dziękuję za zasygnalizowanie problemu”. „Jestem otwarty na dialog.” „To interesująca kwestia”. Janusz Wojciechowski, kandydat PiS‑u na komisarza UE do spraw rolnictwa, nie miał wiele do powiedzenia podczas przesłuchania w Parlamencie Europejskim. Nic zresztą dziwnego: między PiS‑owską wizją Europy a zadaniami Komisji Europejskiej i jej komisarzy zieje przepaść nie do zasypania. Dobrze to oddają słowa samego kandydata: zapytany, dlaczego wbrew regułom wiążącym europosłów nie korzystał z biura podróży obsługującego parlament, ale z droższej polskiej firmy, wyjaśnił, że kierował się patriotyzmem. Takie właśnie jest podejście PiS‑u: komisarz rolnictwa to ktoś, kto na boku coś tam zachachmęci ze szkodą dla Unii. Bo dla PiS‑u Unia nie jest wspólnotą, której istnienie i pomyślność są w interesie nas wszystkich w tym coraz bardziej rozkołysanym świecie, ale terenem, na którym można cwaniactwem zagarnąć coś dla siebie. W Europie dostrzeżono to niebezpieczeństwo i okrojono kompetencje komisarza rolnego tak, by jak najdalej odsunąć go od pieniędzy. Europosłom z komisji rolnictwa to nie wystarczyło. Komisarz, który jest jedynie „otwarty na dialog”, nie jest Europie potrzebny. Nie wiadomo, czy na tym skończy się kariera kandydata Wojciechowskiego w komisji rolnictwa. Niezależnie jednak, kogo PiS wystawi na to miejsce, nierozwiązywalny dylemat pozostanie. Nie da się pogodzić wizji urzędnika, który ma na boku załatwiać interesiki swojego środowiska, z wizją pracy w interesie Europy. Tylko przegrana PiS‑u w wyborach może ten dylemat rozwiązać.