Przeprosiny. Felieton Fryderyka Zolla (461)

Przeprosiny. Felieton Fryderyka Zolla (461)

Lipiec jest trudnym miesiącem w stosunkach polsko-ukraińskich. Powraca pamięć Wołynia, która zderza się z ukraińską niepamięcią. Hasło „Ostrówki” (miejsce, które ostatnio odwiedził premier Morawiecki) ma w Wikipedii tylko polskojęzyczną wersję; hasło „zbrodnia w Ostrówkach” występuje jeszcze w wersji angielskiej i esperanto. Wołyńska rzeź praktycznie dla Ukraińców nie istnieje. Dowódcy UPA są w Ukrainie wspominani jedynie jako ci, którzy rzucili wyzwanie Rosji i ginęli w nierównym, śmiertelnym boju jeszcze w latach pięćdziesiątych.

Wieś Ostrówki i sąsiednia Wola Ostrowiecka były polskimi wsiami od kilku stuleci. Nie mieszkali tam nowi koloniści, których II Rzeczpospolita sprowadzała na te tereny bardzo licznie, wyganiając rdzenną ludność ukraińską i przesiedlając ją choćby w okolice Kielc. Dla żadnej zbrodni nie ma usprawiedliwienia. Dla zbrodni w Ostrówkach i Woli Ostrowieckiej nie ma także usprawiedliwienia nawet w logice UPA, która miała kierować swoją akcję przeciwko nowej polskiej kolonizacji.

Wołyń ciąży. Teraz, po tylu latach, czego jednak się domagamy? W 1943 roku rządzili na tych terenach Niemcy. Nie było ani państwa ukraińskiego, ani II Rzeczypospolitej. Dzisiejsza Ukraina składa się z bardzo wielu pamięci. Dziadek prezydenta Zełenskiego walczył w Armii Czerwonej. Gdyby się wtedy znalazł na Wołyniu, zapewne zginąłby z rąk UPA jako Żyd. W jaki sposób dzisiejsza Ukraina i dzisiejsi Ukraińcy odpowiadają za Wołyń? Czego od nich oczekujemy i jak miałby wyglądać satysfakcjonujący nas akt przeprosin?

Za Wołyń odpowiadają w pierwszym rzędzie ci, którzy zamienili ten obszar w przestrzeń bezprawia, niszcząc istniejące tam państwowości. Politycy wzywają do budowania pojednania na prawdzie. Problem w tym, że owa prawda ma być prawdą z naszych wyobrażeń. Nie chcemy w jej ramach pamiętać o naszych winach wobec tworzącej się ukraińskiej państwowości, a także o polityce II Rzeczypospolitej wobec mniejszości ukraińskiej. Podobnie nie jesteśmy skłonni do refleksji, gdy patrzymy na bieszczadzkie pustkowia. W Wańkowej, na przykład, po kilkuset domach nie pozostał ślad. Czcimy naszych wyklętych, a nie stawiamy pomników ich ofiarom.

Trzeba uczciwie powiedzieć, że dzięki pracom takich ludzi jak Grzegorz Motyka czy Jan Pisuliński udało nam się na poziomie badań historycznych stworzyć obraz tamtych wypadków (nie chodzi tylko o Wołyń, ale też o wydarzenia powojenne i ich przedwojenny kontekst) nieskażony narodowymi mitologiami. Prawda jest znana. Pytanie tylko, czy dzisiaj jest właściwy moment, aby o niej rozmawiać z Ukraińcami. Ostatnio dzwoniłem do swoich lwowskich przyjaciół po tym, jak na Lwów spadły rakiety, zabijając ludzi w centrum miasta. Spośród ukraińskich historyków niektórzy siedzą w schronach, inni umierają za ojczyznę w okopach. W takich warunkach dość trudno o debatę historyczną.

Po wojnie trzeba będzie ustalić, jak godnie uczcić zmarłych, aby sprzeczne pamięci nie stały się łupem populistów lub kremlowskich podżegaczy. Przede wszystkim jednak trzeba będzie odbudować uniwersytety, zapewnić wolność badań, tworzyć wspólne projekty i odkrywać prawdę – odkrywać ją dla niej samej, a nie dla zwichrowanych celów polityki historycznej.

Można o wiele oskarżać prezydenta Dudę w związku z jego działaniami w Polsce, ale dla pojednania polsko-ukraińskiego prezydent uczynił naprawdę sporo. Jego wizyta w Łucku razem z prezydentem Zełenskim przejdzie do historii. Podczas gdy samotny pobyt premiera Morawieckiego w Ostrówkach wydaje się z punktu widzenia polsko-ukraińskiej przyszłości jałowy, Łuck Dudy i Zełenskiego to istotne ogniwo pojednania.

Żadne przeprosiny nie naprawią przeszłości. To jałowy polityczny rytuał. Nie ma dzisiaj realnego konfliktu polsko-ukraińskiego (takie sprawy jak import zboża to normalne problemy do rozwiązania). Łączy nas wspólnota losu. Ukraińcy walczą za swoją, ale i za naszą wolność. Lwowskie lwy strzegą i Ukrainy, i Polski. Przeszłość powinna być przedmiotem badań historyków dążących do prawdy zgodnie z przysięgą doktorską, a nie zaspokajających zapotrzebowanie na narodowe mitologie. My wszyscy natomiast musimy nadal nieść pomoc naszym przyjaciołom w schronach i okopach pod niebem skażonym warkotem dronów. Budujemy teraz naszą przyszłość i nie wolno pozwolić, aby zniszczyła ją przeszłość. Zniszczenie rysującej się przyszłości także byłoby zbrodnią – zbrodnią nie do przebaczenia.

  Wesprzyj Ukrainę poprzez Fundację im. Janusza Kurtyki!


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!