Niech mnie ktoś uszczypnie… Felieton Marii Mysonianki (33)

Niech mnie ktoś uszczypnie… Felieton Marii Mysonianki (33)

Mam wrażenie, że pogrążamy się w jakimś dziwnym letargu. Media ogłaszają kolejne sukcesy, rząd tradycyjnie już zapowiada restrykcje, po czym je zmienia, od razu zastrzegając sobie – żeby nie było za prosto – możliwość zmiany zmian. Prezydent gdzieś jest, nie bardzo wiadomo gdzie: sypnęło śniegiem, więc w czasie ferii powinien jeździć na nartach, ale przecież stoki zamknięte. A pardon, stoki otwarte dla wybranych, a hotele dla krewnych. W sumie nihil novi sub sole. Skoro wróciliśmy do ośmioklasowej podstawówki, to i dobra powinny być dostępne dla uprzywilejowanych, jak to za PRL‑u bywało. Dzieci nieuprzywilejowane siedzą w domu, mogą sobie z osiedlowych górek pozjeżdżać na sankach – no, chyba że śnieg stopnieje… Czekamy, co będzie dalej. Jedno jest pewne: zapadną wspaniałe decyzje, które ze wspaniałych zostaną zmienione na jeszcze lepsze.

Ktoś bankrutuje, ktoś się dorabia, ktoś prowadzi normalne życie i niczym się nie przejmuje, ktoś przejęty zaleceniami siedzi w domu, ile tylko zdoła, ktoś choruje, ktoś umiera. Każdy w swojej bańce. Rząd prezentuje w mediach niekończące się pasmo sukcesów. Pacjenci rejestrują się na szczepienia. Kiedy się zaszczepią? Termin zostanie podany w późniejszym terminie. Tempo szczepień wskazuje, że zwykły pracujący człowiek otrzyma szczepionkę za dwa lata. Krążą słuchy, że dla wszystkich może jej nie wystarczyć. Ale to plotki, a plotkom zbytnio wierzyć nie należy. Zresztą, wiele osób obawia się szczepienia, rząd więc może hołubić przekonanie o pełnym powodzeniu swojej akcji. Damy radę – jak zawsze. Szkoda tylko, że coraz bardziej zamykamy się w swoich bańkach i że w liberalnym stylu dbamy jedynie o siebie. Inni to inni, nie my. Chcemy przetrwać, czekamy w letargu, w jakimś dziwacznym rodzaju chocholego tańca, którego końca nie widać, a którym jesteśmy już bardzo zmęczeni. Niech mnie ktoś uszczypnie, niech się obudzę, niech się to wreszcie skończy – i nie chodzi o pandemię (chociaż o nią też), ale przede wszystkim o sposób, w jaki z nią walczymy, o formę oficjalnych przekazów. O niejasność i niepewność, o zmiany, do których nie ma czasu się zaadaptować, o zmiany zmian i retorykę sukcesu, która ma podnosić na duchu, ale nie podnosi, ponieważ przestaje być przekonująca – między innymi dlatego, że podwójne standardy są coraz bardziej widoczne. I niestety coraz mniej oburzają. Żaba się gotuje…


Felieton jest wyrazem opinii autorki. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!