MIĘDZYMURZE. Felieton Andrzeja Kowalczyka (19)

MIĘDZYMURZE. Felieton Andrzeja Kowalczyka (19)

Pies szczeka na gości odwiedzających Polskę. Ujadanie odbijają ściany murów otaczających kraj ze wszystkich stron. To mury izolacji międzynarodowej, które sami wznieśliśmy. Szczelnie odgrodzeni od rzeczywistości krzyczymy zewnętrznemu światu „Szanuj nas!”. Możliwe jednak, że nikt nas nie słyszy, a jeśli słyszy to nie rozumie.

Marszałek polskiego Sejmu publicznie obraża się na białoruską prezydent-elekt S. Cichanouską bo ta spotyka się także z polską opozycją, której on nie lubi. Wysyła ją do Rosji, tak jakby wysyłał ją „do diabła”.

W tym czasie białoruski dyktator korzysta z rosyjskiej protekcji i terroryzuje kraj. Bije i zabija, porywa ludzi z zarejestrowanych w Polsce samolotów, zresztą bez istotnej polskiej reakcji. Czy Polak może to przemilczeć? Może, choć nie powinien. Bo to nie jest pojedynczy eksces naszej niedemokratycznej polskiej władzy. To jej treść i istota.

Nie ma co ukrywać. Dobrze znamy naszą narodową butę objawiającą się bezpodstawnymi roszczeniami do wielkości, niezdolnością prowadzenia złożonych i długotrwałych projektów, arogancją niepotwierdzoną osiągnięciami i tchórzostwem w chwilach próby.

Kłopot w tym, że każdy świadomy swych wad stara się je okiełznać, tymczasem za rządów J. Kaczyńskiego podniesiono je do rangi cnoty, zastępując nimi politykę międzynarodową państwa. Osobie, która nie dzieli z polskim przywódcą tych samych obsesji trudno bowiem w dziedzinie polskich spraw międzynarodowych dostrzec jakąkolwiek politykę.

Najbardziej zniechęcające jest to, że nawet najpiękniejsze kwiaty toną w „polskim piekle”. Formułowana od czasów J. Piłsudskiego idea „Międzymorza” nie jest przecież sama w sobie głupia.

To śmiała wizja integracji europejskich średniaków i maluchów zamieszkujących tereny między morzami Adriatyckim, Bałtyckim i Czarnym (stąd skrót A-B-C, lub „Trójmorze”). Zarówno sto lat temu jak i dziś taka integracja na osi Północ-Południe byłaby korzystna dla narodów Europy Środkowej, potencjalnie nawet równoważąc rozwiniętą współpracę na osi Wschód-Zachód, najbardziej korzystną dla tradycyjnych mocarstw; Niemiec i Rosji. Niewykluczone, że w takiej współpracy największy średniak, czyli Polska, mogłaby odgrywać kluczową rolę.

Jak na razie to tylko idea, nawet nie konkretny projekt, a już zupełnie nie potwierdzają go praktyczne działania.

Jak w wielu innych kwestiach PiS połączył dobre chęci i nawet niezłe diagnozy ze złym wykonaniem i ignorancją współpracy międzynarodowej jako metody długofalowego działania. J. Kaczyński pojął co prawda, że każda integracja musi zaczynać się od infrastruktury transportowej, jak drogi, mosty, rurociągi, kanały czy lotniska. Jednocześnie wyobraził sobie, że wszystko to niczym klocki poustawia „Wielki Biały Ojciec”, jeden konkretny amerykański prezydent, Donald Trump, postrzegany jako sojusznik. Na tej fiksacji oparto praktyczną realizację całej idei.

No cóż, nie wyszło. Jak zwykle.

Miarę swej odpowiedzialności Trump pokazał, zachęcając swych przebranych za bizony zwolenników do szturmu na amerykański parlament zatwierdzający właśnie niekorzystny dla niego wynik wyborów prezydenckich. W jakimś sensie nawiązał tym samym do J. Kaczyńskiego wzywającego swych zwolenników z różańcami w umięśnionych rękach do fizycznej rozprawy z protestami kobiet, niezadowolonych z wprowadzenia jednego z najbardziej restrykcyjnych na Świecie zakazów aborcji. Czy współpraca tak dobrze rozumiejących się polityków mogła się nie udać? A jednak.

Głoszona przez J. Piłsudskiego („Międzymorze”), kontynuowana przez W. Giedroycia („U-L-B”), po odzyskaniu niepodległości prowadzona w ramach Unii Europejskiej („Partnerstwo Wschodnie”) idea integracji naszego regionu ma też wartość ogólną, moralną. Narracja pozwala się utożsamić narodom naszego regionu.

Nawiązuje do Jagiellońskiego „złotego wieku”, trudnych doświadczeń drugiej wojny światowej oraz sowieckiej dominacji a finalizuje ją optymistyczny symbol „Solidarności” kojarzony z wolnością, demokracją i dobrobytem w zjednoczonej Europie. To narracja nie do końca szczera, ale mająca polityczny potencjał, który politolodzy nazywają „miękką siłą”, soft power.

Ten rodzaj siły umożliwia i współtworzy politykę międzynarodową państw. Trzeba o niego dbać. Bo Polska ma też międzynarodowych przeciwników ??

Jesteśmy krajem, który swoje międzynarodowe atuty musi szanować, bo nie ma ich w nadmiarze. Żaden polski polityk, niezależnie czy PiSowski czy antyPiSowski, nie ma prawa tych atutów podważać, pogarszać ich jakość. Ten, który to robi, nieważne „czy zdrajca, czy dureń”, zasługuje na zainteresowanie kontrwywiadu. Obiektywnie działa bowiem w interesie przeciwnika.

Kraj w tak centralnym położeniu jak Polska musi być otwarty na wszystkich sąsiadów, tworzyć i utrzymywać z nimi kanały kontaktu. Z każdym inaczej, ze wszystkimi intensywnie. To rodzaj gry, której reguły musimy komplikować w naszym własnym dobrze pojętym interesie. Bo w tej grze wygrywa głównie ten, kto nie przegrywa. Nie możemy w niej grać o wszystko, bo równie dobrze możemy zostać z niczym.

„Międzymorze” powstaje we współpracy międzynarodowej. Bez współpracy powstaje tylko „Międzymurze”. Pusta, odgrodzona przestrzeń, niezdolna do żadnej gry. Gra toczy się o nią.


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!