Grzeczne już byłyśmy… Felieton Marii Mysonianki (19)

Grzeczne już byłyśmy… Felieton Marii Mysonianki (19)

Grzeczne już byłyśmy. Sugestie, wnioski, apele o zrównanie praw kobiet z prawami człowieka spotykały się z zainteresowaniem uprzejmym, ale chwilowym. Na moment pochylano się (albo sprawiano wrażenie pochylenia) nad zgłaszanymi problemami – i nie, nie chodzi li i jedynie o aborcję. Chodzi też o przedszkola, o żłobki, o wsparcie dla niepełnosprawnych dzieci i ich matek, o komunikację miejską (korzystają z niej kobiety, bo jeśli rodzina ma jeden samochód, to jeździ nim mężczyzna – kto nie wierzy, niech poczyta książkę „Niewidzialne kobiety. Jak dane tworzą świat skrojony pod mężczyzn” Caroline Criado Perez), o faktyczną, a nie tylko deklaratywną niezależność awansu od płci, o urlop macierzyński, który choć piękny w założeniu, w praktyce utrudnia powrót do pracy na to samo stanowisko po rocznej nieobecności (Unia Europejska próbuje temu zaradzić, wprowadzając obowiązkowy – tak, obowiązkowy – urlop tacierzyński, tak by mężczyzna był równie niepewnym pracownikiem jak młoda kobieta) itd., itd.

Grzeczne byłyśmy. Niewiele to dało. Kobieta ma tyle obowiązków, że po pewnym czasie uprzejme apelowanie o poprawę sytuacji i realne zrównanie jej praw z prawami człowieka męczy ją i skłania do rezygnacji. Rodzina, dzieci, wiekowi rodzice, prawa zawodowa: to wszystko wymaga jej – kobiety – zaangażowania i czasu. Jest odpowiedzialna, więc wybiera to, co musi wybrać, bo – cytując znaną panią polityk – taki mamy klimat.

Decyzja Trybunału ogłoszona w środku pandemii spowodowała, że odpowiedzialne na co dzień kobiety powiedziały: dość! Grzeczne już byłyśmy i nic to nie dało! A może wręcz przeciwnie: może to, że kobiety były grzeczne i pokojowo nastawione, pozwoliło na kolejny krok? Kto się nie broni, ten przegrywa. Słabość zawsze zostanie wykorzystana, a grzeczność to takie dziwne coś, co można nadinterpretować jako słabość.

Kobiety przestały być grzeczne. Zaklęły szpetnie i wyszły na ulice. Zablokowały miasta, utrudniły życie tysiącom osób. Skoro ich codzienność jest niewygodna, to może najwyższa pora, by i inni poczuli, jak to jest mieć trudności? Media skupiły się na wulgarnych hasłach. Starcy się oburzyli, a ten, który nadaje ton, wezwał do obrony. Trzeba ocalić ojczyznę przed kobietami, które gdy są grzeczne i wyrażają się ładnie, nie mają (słyszalnego) głosu. Grzeczna pani Basia kawę zrobi, gdy jej koledzy będą ustalać kierunek rozwoju firmy… A tu nagle pani Basia okazuje się niegrzeczna, ratunku, trzeba przed nią się bronić! O wysłuchaniu nie ma mowy. Brońmy się, bo pani Basia chce być nam realnie równa… A kim są ci zagrożeni „my”?

I tylko jedno ważne pytanie pozostaje otwarte: czy wystarczy kobietom siły? Bo ten, który nadaje ton, nie zamierza ustąpić. Mobilizuje obrońców i pokazuje kobietom, gdzie jest ich miejsce: rodzina, dom, dzieci i kuchnia. Człowiekiem jest mężczyzna. Kobieta jest kobietą. To już było, mamy XXI wiek, ale cofamy się do wieku XIX.


Felieton jest wyrazem opinii autorki. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!