Many, many, many. Felieton Adama Jaśkowa (57)

Many, many, many. Felieton Adama Jaśkowa (57)

Słowo wyjaśnienia. Jeśli człowiek długo myśli i wolno pisze, to nie nadąża za zmianami. Zacząłem pisać, gdy podwyżki wynagrodzeń (w Krakowie) były jeszcze projektem, a kończę, gdy słowo stało się monetą. I to wypłacaną już od sierpnia. Przeszliśmy na czas zimowy, ale państwo radni uczynili sobie lato.

Nie miał to być tekst o powrocie ABBY, już z prędzej o kasie z piosenki Maryli Rodowicz, choć ABBA to też żywa (jeszcze) gotówka. Po podwyżkach dla administracji centralnej, parlamentarzystów, ministrów, prezydenta, premiera i marszałków izb przyszła pora na samorządy. Te małopolskie – ale i inne-polskie – szykują się do zatwierdzania podwyżek. Prezydent Krakowa będzie zarabiać prawie tyle co prezydent Polski. Wiem, wiem, ma więcej roboty, więcej odpowiedzialności, więcej inteligencji… Ale czy musi? Nawet za dzisiejszą pensję żyje wcale nie najgorzej, tym bardziej że dorabia. Wiem, podległy mu szef MPWiK zarabia prawie dwa razy tyle (37 tysięcy miesięcznie) co prezydent po podwyżce. Trochę to głupio. Może jednak ciut za dużo? Choć i tak mniej niż jego odpowiednik w Kielcach… Wychodzi na to, że prawdziwy raj jest w Kielcach, ale w wodociągach, a nie w jaskini.

Samorządowcy mogą wreszcie ustalić sobie podwyżki. To wszystko dzięki łaskawości prezesa Kaczyńskiego i podpisowi prezydenta Dudy. Po podniesieniu stawek wynagrodzeń dla R-ki fala podwyżek przetacza się przez Polskę od Krakowa (i Tarnowa) do Gdańska, Co prawda, nie wszyscy spieszą się tak jak krakowianie, ale wiadomo nie od dziś, że w Krakowie ceni się każdego centa, a nawet centusia. W największych miastach idą na całego. Prezydenci Warszawy czy Krakowa liczą na wynagrodzenie w kwocie 20 tysięcy złotych, co oznacza podwyżkę o prawie 8 tysięcy. Tyle samo mają wynosić pensje marszałków województw. Radni w największych miastach też spodziewają się podwyżek i tu także chodziłoby o jakieś 70%. Dla przewodniczącego rady (rad) byłby to przeskok z prawie 2,7 tysiąca na blisko 4,3.

Wiem, że wszystkim (no, prawie) jest ciężko. Niektórym jednak jakby mniej. Uważam, że godziwa praca warta jest godziwego wynagrodzenia. Wiem, że kapryśny władca pierścieni z Żoliborza daje i odbiera, ale tego, co wypłacone, już nie odbierze. Jak pamiętacie, kazał oddać świeżo wypłacone premie na cele charytatywne, a potem się okazało, że większość potencjalnych darczyńców nie zna takich celów, a przynajmniej nie zna ich osobiście. Na 151 urzędników z nadania PiS-u tylko siedmioro dokonało wpłat na Caritas, z czego prawdopodobnie tylko jeden przekazał całą otrzymaną kwotę (za „Gazetą Wyborczą”).

Ale… płace pracowników budżetówki zamrożono na kolejny rok. Płace pracowników samorządowych również, a przypominam, że stawki wynagrodzeń zaczynają się znacznie poniżej płacy minimalnej. Ci na samym dole otrzymują premię wyrównawczą, żeby mogli zarabiać minimalne wynagrodzenie ustawowe. Cenię sobie pracę wszystkich (a przynajmniej znacznej części) radnych, wójtów, burmistrzów prezydentów, marszałków etc. etc. etc. Ale… ale wszystko przed „ale” jest PiS-u warte, jak zaznaczył bohater „Gry o tron”.

Według ostatnich badań nierówności majątkowe w Polsce są już największe w całej Unii Europejskiej. Rosły od początku wieku i po chwilowym zatrzymaniu tej tendencji, gdy PiS wprowadziło program 500+, rosną dalej.

Czy o taką solidarność walczyła „Solidarność”? Na pewno nie ta, która dziś jest nominalnie związkiem zawodowym. I znowu sobie powtarzam pytanie… czy o take Polske?

A konkordat oczywiście należy wypowiedzieć.

również na aristoskr.wordpress.com


Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.

Tekst wart skomentowania? Napisz do redakcji!